Pezet - Gdyby miało nie być jutra tekst piosenki (lyrics)
Pezet [Paweł Kapliński] Warszawa, Polska
[Pezet - Gdyby miało nie być jutra tekst piosenki lyrics]
Naładował magazynek i zajebał komuś portfel
Zgarnął cały hajs jaki miał na koncie
I wyjechał nową Carrerą z salonu Porsche
Kupił dwa bilety na Majorkę, albo do Meksyku
Ale wcześniej bym odjebał kilku typów
I patrząc jak pociski rozrywają im aorty
Uśmiechnął się i któremuś napluł w mordę
Heh, i walnąłbym kilka Danielsów z lodem
Chuj z prawem jazdy i chuj z tym samochodem
Śmignąłbym dwie paki po
Jakiejś wiejskiej drodze
Zapalił jointa, później utopił wóz w jeziorze
Może zadzwoniłbym do ciebie z budki
Mówiąc, że zależy mi na tobie i jestem smutny
I mam w bagażniku kierowcę taksówki
Którą porwałem razem z nim i stoję
Na dole z flaszką wódki
Wziąłbym łyka i o nic nie pytał
Pocałowałbym cię w usta, by poczuć smak życia
Odwrócił się, przyłożył sobie lufę do skroni
Gdyby miało nie być jutra
Tak właśnie bym zrobił
I jeszcze wcześniej pobrałbym kredyt z banku
I przegrał na wyścigach konnych resztę hajsu
I do jutra byłbym martwy i kurwa przyrzekam
Chyba to zrobię, bo jutro nic mnie nie czeka
Ej, na pohybel wszystkim
Bo jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Stoję sam na sam z życiem
I muszę coś zniszczyć
Ej, na pohybel wszystkim
Bo jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Przegrajmy wszystko i przestańmy istnieć
Jeśli jutro byłoby wątpliwe, piłbym Tequilę
Później dałbym kelnerce jej
Największy napiwek
Posypałbym kreskę i zwinął dwusetkę
Wciągnął i wreszcie poczuł
Dobrze przez chwilę
Naładowałbym Berettę i zapalił Cohibę
I zastrzelił komendanta, bo pierdolę policję
Później wziąłbym tamtą kelnerkę
Za zakładniczkę i mówiąc
Że jest wolna dał jej w prezencie walizkę
A w niej moja polisę i milion w setkach
Które wcześniej bym wyjebał z
Banku mordując szefa
I wychyliłbym szklankę Jacka Danielsa
Gdyby miało nie być jutra
To jest druga wersja
Później wyjechałbym S-ką z salonu Merca
Ładując cały magazynek w pana prezesa
Wcześniej tańcząc jak wariat na masce CLS-a
Później wsiadłbym i uciekł
Na bezludne przedmieścia
Wcisnąłbym gaz i nie martwił o nic
Jadąc w ciemności przez
Las wyłączyłbym reflektory
Zadzwonił do ciebie mówiąc
Że jestem zmęczony
Przeładował broń i przyłożył lufę do skroni
I jeszcze wcześniej łyknąłbym trochę Valium
I przegrał na wyścigach konnych resztę hajsu
I do jutra byłbym martwy i kurwa przyrzekam
Chyba to zrobię, bo jutro nic mnie nie czeka
(Na pohybel wszystkim
To jest ładny toast, co?
Za to z tobą wypiję)
Ej, na pohybel wszystkim
Bo jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Stoję sam na sam z życiem
I muszę coś zniszczyć
Ej, na pohybel wszystkim
Bo jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Przegrajmy wszystko i przestańmy istnieć
Ej, na pohybel wszystkim
Bo jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Stoję sam na sam z życiem
I muszę coś zniszczyć
Ej, na pohybel wszystkim
Bo jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Jutro z tego nie będzie już nic (nic)
Przegrajmy wszystko i przestańmy istnieć