Planet ANM, NS - Struny tekst piosenki (lyrics)
[Planet ANM, NS - Struny tekst piosenki lyrics]
Nie wiem skąd jestem i po co przyszedłem
Prawda jest taka, że wszedłem tu z niczym
Uwierzyć na słowo, na wskroś znam to miejsca
Gdybym mógł tylko zmienić horyzont i
Barwy sklepienia na vanilla sky
Gdybym mógł tylko zmienić umysły, mentalność
Poglądy już nie byłbym sam
Mam straszne odchyły co do własnej muzyki
Przy tym twarde nawyki, brat
Brak mi pokory, mam jazdy i tripy
Ziom nas nie dogonisz
Mam w prawdzie zdublowaną jaźń
Mam słabsze wyniki kiedy czas się rozliczyć
A rap jest o niczym, brat
Strach nie stopuje tak, pragnę być nikim
Ziom
Kiedyś to zrozumiesz, gdy przejdziesz próbę
Traf
Bywam nazbyt toksyczny by być tu jak inni
By żyć obok was na spokojnie
Miewam tak cholernie ostre myśli
Że kosztem innym mógłbym pokaleczyć łokcie
Z drugiej strony przyjdę z sercem na dłoni
Wybaczę oponentom ich chory antagonizm
Wymarzę blizny
Zapomnę o nich albo tak po prostu
Przyłożę im gnata do skroni
Tyle wymiarów ile nas
Tyle dróg, wyborów, alternatyw
Gdybym tylko mógł kontrolować czas
Bez konsekwencji, pewnie bym się zabił
Tyle wymiarów ile nas
Może ten drugi Ja poznał inne światy
I nie wrzuca tych tekstów na track
Może patrzy na mnie i próbuje dawać znaki
Sam nigdy nie byłem
Miałem zawsze te siłę która mówiła mi graj
Nie patrz na nich to dwa różnie światy
Ty i oni
I choćby Cię atakowali z każdej strony
Stój niewzruszony jak głaz
Chuj im do twoich spraw
I co raz częściej słyszę te głosy we mnie
Co raz więcej spędzam tych nocy bezsennie
Pytają co w duszy mi siedzi, znikąd
Pomocy znikąd, w odpowiedzi mam
Swój statek, odwiedzam im inne galaktyki
Mam stosy kartek, bit, długopisy
I za mało paliwa by wrócić
Za to lodówy pełne piwa i wódy
Piję i latam jak wniebowzięci
Piszę i składam w samolot te teksty
Niech lekki mu będzie orbitalny śmietnik
Lepszy niż brak atencji gwiazdy śmierci
W międzygalaktycznej walce o rozgłos
Lećmy niezauważeni przez kosmos
Po co to, po co to
Razi mnie w głowę, jak błysk w supernowej
Po co to, po co to
Ciągnie mnie mocnej z doby na dobę
Otchłań bez dna
Między miliardami ciał niebieskich
Znów jestem sam #Hermaszewski
Nikt przede mną ani po mnie nie dojdzie tam
Choć podwędzą plan #łakiłan
Sory, brak miejsc, brak szans
Gotowy, odpalam #wishmeluck
Wierzę, że kiedyś dolecę do celu
Tak jak do ciebie mój samolot z papieru
Czemu wszyscy znowu patrzą na mnie
Przecież mnie nie ma halo Ziemia, ej
Od lat żyję tylko we snach skarbie
W nich ze sznurem w łapie
Przyglądam się gałęziom drzew
Słyszę anielski śpiew, stygnie znów krew
Serce bije co raz wolniej
Bliskich krzyk to już szept
Tu od nieba dzieli mnie metr
Ciekawe czy zapłaczesz po mnie
Wiem, że każdy toczy głaz, jak Syzyf
Ja toczę wojnę, z całym światem ciągle
Nie pasuje tu
Nie płynę z prądem i nigdy nie płynąłem
Po co zesłano mnie tu w ogóle?
Częściej padam na mordę niż
Pięściarz po bombie
A chyba miałem radzić sobie
Mam co raz mniej sił na kontrę i w
Bani znów błąd gdy próbuję zebrać myśli
Stoję
Na cienkiej linii szukam domu, chcę chwili
By my móc odetchnąć, udusi mnie to miejsce
Zamknięty w ciele, żyje na niby
A chciałbym jak te dźwięki
Ulecieć gdzieś w przestrzeni
Karmą nas kłamstwem jak mięsem
Raperzy dobrzy w tym są, gimby łykną wszystko
Nie zazdroszczę sprzedanych płyt
Jak sumienia co
Powtarza: Pierwszą lecimy za nisko
Mentalnie mijam debili stąd
Dojrzałem chyba, by skończyć to
Za banalne to wszystko
Zdobędę szczyt by móc z niego skoczyć, bo
Znowu wracają te sny
W nich wracam do domu zmęczony podróżą
Nie zatęsknię jak ty
Za tym wymiarem rozstania mi służą