Raca - Dwa Wyjścia tekst piosenki (lyrics)
[Raca - Dwa Wyjścia tekst piosenki lyrics]
Jak w zachodnich filmach
Gdy zbliża się tragedia
Stoję z suką, trzymam jej nóż przy gardle
Ona prosi przez łzy, daj żyć
Nie swataj z diabłem
Nie, mam zły dzień, szef mnie zwolnił z pracy
I chcę widzieć krew, nie muszę się tłumaczyć
Obok gapiów tłum, chcecie sensacji, tak?
Będziecie ją mieli, zobaczy to cały świat
Może ta mała suka puszczała się z każdym
Może nie miał jej nikt
Może mieć ją to zaszczyt
Żona mnie zostawiła
Gdy straciła we mnie wiarę
Teraz ja nie wierzę w świat
Jeszcze nie mordowałem
Patrzę na jej twarz, przypadkowa, ładna
Ona wie, że pójdzie, nie wie, że do diabła
Nóż, jak u świni, dotyka podgardla
Tylko jeden ruch w stronę snów, czysta magia
Gdy masz dwa wyjścia
Dziś Bóg chce być jak ty
W sumie byt jak byt, zginiesz słonko
Sytuacja dziwna, tak jakby niecodzienna
Jak mogę trzymać nóż przy niej, tak bez serca
Dziś zwolnili mnie z pracy, słowo
Głos mówi "puść tą pannę
Jutro znajdźmy nową robotę"
Będzie dobrze, żona wróci
Ty chcesz zabić kogoś, chyba jesteś głupi
Słyszę radiowozy, myślę to już koniec
Widzę ona płacze, Chryste, co ja robię?
To jakiś bezsens, trzymam ją za szyję
Ktoś wyjmuje broń, mówi "puść, bo zginiesz"
Czuje luz na tyle
Że do ucha jej ciągle szeptam
"Jeszcze chwilę, słuchaj, będzie dobrze
Wyjdziesz z tego, ja cię puszczę, uciekniesz"
Choć trzymam nóż, to dziwne, niedorzeczne
Odsuwam go od szyi, ona oddech łapie
Wokół tłum ludzi, ja stoję z jej strachem
Gdy masz dwa wyjścia
Dziś Bóg chce być jak ty
W sumie byt jak byt, zginiesz słonko
Odsunąłem rękę, ale czemu? To jest chore
Nie mogę tego nie skończyć, bo nie po to
To zacząłem kurwo giń
Lustro wczorajszych chwil mówi
"świat jest zły" fart jest, nie masz go ty
Po prostu raz na odlew, raz a dobrze
Ja nie jestem zły, to ten świat ma problem
Suka łapie oddech, stal głaszcze szyję
Ona zaraz stwierdzi "no właśnie, nie żyję"
Czas mijał wolno, gdy między oczami
Zobaczyłem czerwony punkt, wiesz
Chyba przegramy ktoś miał rękę na spuście
Ktoś kto był gdzieś tam
Ukryty w blokach, słuchał bicia serca
Mogłem tego nie robić, wyperswadować może
Że wszystkie twory boże
Nigdy nie będą Bogiem
I nie zabiorą życia, kiedy spieprzą swoje
Nie mam już siły, na nogach ledwo stoję
Gdy masz dwa wyjścia
Dziś Bóg chce być jak ty
W sumie byt jak byt, zginiesz słonko
Zabij ją, bo zaraz cię zastrzelą
Chciałeś, kurwa
Przełomu? Będziesz miał zaraz przełom
Może była szczęśliwa, ty nie jesteś
To całkiem miła chwila
Pozbawiać życia gestem
Ile jeszcze? Dźgaj świnie w serce
Nie ma na co czekać, czas ucieka
Żegnaj mende
Na skroniach pot, ktoś celuje we mnie
Jakby wykreślał ze łba głupie przepowiednie
Mogę przeciąć życie, stanąć na jego szczycie
Bogu i diabłu napluć w pysk, widzicie?
Wszystko się kończy, my więźniowie chwili
Ktoś naciska spust, przykładam nóż do szyi
Chcę to skończyć, czy nie chcę
Chcąc nie chcąc
Coś mną kieruje, gdzie godność, jestestwo?
Co się stanie, czy ją puszczę, zginie?
Zdecyduj słuchaczu, ty ten numer skończyłeś
Dwa wyjścia