SB Maffija - ZABIJA #2 tekst piosenki (lyrics)
[SB Maffija - ZABIJA #2 tekst piosenki lyrics]
SB Maffija zabija dwa
Każdy z nas by chciał zabijać czas
SB Maffija zabija dwa
Typie ciągle nas zalewają ideologiami
Nie słucham ani Tau, ani Alkopoligamii
Nikt nigdy przecież mi nie będzie mówił jak mam
Myśleć
Słuchaczy zaskakuję nawet tym co oczywiste
Wymyśliłem tu swoją przyszłość, na luzie robię
Kwit
Bo ma być jak ocean spokojny a nie jak "może być"
Nie ryję dzieciakom głów by mi się lepiej żyło
Szybciej
Po moich kawałkach jak coś zgwałcą to tylko replay
Wbijają proste zasady dobre dla słabych, mają dla
Dzieci pomysł
Ja jaki los czeka te szmaty wiedziałem za czasów
Lekcji przyrody
Nieskazitelnie czyści są jak łapią za te mikrofony
Potem przekładają z dupy kochanki do ust żony
Ich szczerość polega na głoszeniu zdań, które wszyscy
Klepną
Albo na tym żeby pięknie zapakować zwykły bełkot
Wyciągnijcie mi stare nagrywki szukając wpadek
Całą dyskografie dziwki nawinę pod wariografem
Sprawdź to
Ja cię nie nauczę życia bo nie jestem filozofem
Sukces mam na wyciągnięcie ręki, wbijam w cudze
Błędy
Ty weź o nic mnie nie pytaj bo i tak ci nic odpowiem
Nawet jakbym uratował życie Ci nie umrę święty
Ja cię nie nauczę życia, życia, życia
Ty weź o nic mnie nie pytaj, pytaj, pytaj
Ja cię nie nauczę życia, życia, życia
Ty weź o nic mnie nie pytaj, pytaj, pytaj
Nie umrę święty
Mogę im pokazać rap ze strony której tu nie znają
Na bank
Nie znają bo żyją między cebulami jak pchła
Jak wsza chcą mi się wbić w głowę, to niemożliwe
Mają dwie lewe ręce więc nawet ledwo klepią bidę
Świat zwariował, ja nie musiałem, zawsze byłem
Pojebem
Oni patrzą na wszystko z góry nawet srając pod
Siebie
Ale nie wiedzą, że Beteo ich zjada ot tak
Jeszcze będą mieć mnie na językach, a teraz morda
Miałem pustą lodówkę bo chciałem tylko rap na półce
Walę prosto z mostu, patrzeli się jak na samobójcę
A ich rady wtórne, w miejscu stój, czekaj aż ci
Pójdzie
Emocjonalny bym się zrobił jakbym miał wyrzutnię
Siedzą wciąż na czyichś plecach, sami nie dorosną
Do pięt
Sami siebie cisną, z czyichś wspomnień robią swoje
Dadzą obciąć sobie dłonie i to będzie ich nauka
Sami się odetną, czyimś pierdoleniem nie poruchasz
Ja cię nie nauczę życia bo nie jestem filozofem
Sukces mam na wyciągnięcie ręki, wbijam w cudze
Błędy
Ty weź o nic mnie nie pytaj bo i tak ci nic odpowiem
Nawet jakbym uratował życie Ci nie umrę święty
Ja cię nie nauczę życia, życia, życia
Ty weź o nic mnie nie pytaj, pytaj, pytaj
Ja cię nie nauczę życia, życia, życia
Ty weź o nic mnie nie pytaj, pytaj, pytaj
Nie umrę święty
A jakbym robił teraz rap na pełen etat a nie na
Ćwierć
Bo mam już to na co tu czeka każdy w grze
Nie musząc silić się na przekaz choć mam co nieść
Leżę w basenie, słucham Leha bo odmówił Mes
A potem tych melodii podsyłanych do poprawki
Dyktują te refreny bo się boją moich własnych
Ich wersy pewne siebie tak że do szuflady
Ścinam połączenie, kończę gierkę, Daniel
Przeżyję wszystko, przeżyje to mój rap i ksywa
Więc każdy pyta "ADM co ty to tak przeżywasz?"
Przeżywam błędy, po co jeśli o to zapytasz
Dzięki temu wiem co to są gorsze przeżycia
Kto się śmieje żyje dłużej, Jestem bezczelny
Bo jeśli tak to już niedługo będę nieśmiertelny
Jak dzieciaki uczą się ode mnie taki hardcore
Że przez marsjanki każdy zostanie już astronautą
Ja cię nie nauczę życia bo nie jestem filozofem
Sukces mam na wyciągnięcie ręki, wbijam w cudze
Błędy
Ty weź o nic mnie nie pytaj bo i tak ci nic odpowiem
Nawet jakbym uratował życie Ci nie umrę święty
Ja cię nie nauczę życia, życia, życia
Ty weź o nic mnie nie pytaj, pytaj, pytaj
Ja cię nie nauczę życia, życia, życia
Ty weź o nic mnie nie pytaj, pytaj, pytaj
Nie umrę święty