Siwers, Ania Kandeger, Ninas - Osiedloowa tekst piosenki (lyrics)
[Siwers, Ania Kandeger, Ninas - Osiedloowa tekst piosenki lyrics]
W pokoju zgraja kumpli, osiedlowe spędy
Czasem zastanawia mnie to jak
Żeśmy się mieścili
Jedno, drugie piętro na klatce u Kamili
Obstawione w rzędzie gęsto
Schody całe w kubeczkach
Prewencja była często, trzeba było spieprzać
Wieprze w mundurach nie mogli tego skumać
Sumarum suma, kondycja była lepsza u nas
Od opraw na trybunach mieliśmy paru speców
Od tagów na murach, od cichych interesów
Moczymordy morowe nie ma lipy każdy wesół
Ustawka na Handlowej o 20-stej
Tak co wieczór
Podbijał też przybłęda - nosił kanty i sweter
Rozjebał się na kumpla co posłał mu rakietę
Nie wiem co z tym śmieciem
Szkoda na niego wersów
A mnie gdzie nie poniesie
Zawsze wracam do koleżków
To osiedlówa, znasz to na pamięć
Wóda i siuwaks, słońce czy zamieć
Mordy te same wciąż i nie ważna jest
Pora to dzień czy noc
Po pachy ubaw panowie, panie
Miejski rytuał opróżnić barek
Więc nalej coś, bo my gramy w to dalej ziom
Często to słyszałem: w
Życiu szkoła najważniejsza
Przedszkole pięćdziesiątka i
Pięćdziesiąta pierwsza
Na grzybku niczym stole - melanż
Że ja pierdolę każdy z nas zaliczył
Trzustkę na szóstkę ćwiczył
Szczęśliwy nikt nie liczył czasu
Zegar nie chodził
Gouda grzała zimą, a browar latem chłodził
Nikogo nie obchodził cieć co straszył psami
Niechciani goście przerywali częściej
Niż czasami
Z mandatu origami, na wszystko wyjebane
Z tego się nie wyrasta
Do dzisiaj mam to znamię
Sztuka to była sztuka, bez cukru i senesu
Nie trzeba było szukać jak oryginalnego dresu
Bez stresu, obowiązków i jeden wspólny wróg
Naprzeciw pierdolonych psów pociski, siła nóg
Ile kto tylko mógł oddawał dla osiedla
Nie raz się było tu i
Nie raz poszło do pierdla
Dobra lecę mamo
Tam gdzie zawsze na przystanek
Miałem wrócić na noc
Nie wracałem na śniadanie
Małe zmiany w planie, do pomocy blanty, wódka
Koleżanki koleżanek, każda fajna, wesolutka
Piątek, sobota - gdzieś jakaś domówka
Konkret ochota jest, można się uchlać
Cycki, tańce, ktoś lodówkę szabrował
Rap w głośnikach, na stole szklana pogoda
Uwiecznił coś Kodak na paru odbitkach
Gdy jeden po pół litra myślał: fajna kobitka
Więc skrócił dystans i powiodła się misja
A rano czar pryska - była tłusta i brzydka
W głowie misz masz i Kojota Poranek
Dajcie mu piwka, będzie jak okład na ranę
I znowu na przystanek z trzeźwością na bakier
Na chatę wracałem zygzakiem