Tau - Bezdomni tekst piosenki (lyrics)

[Tau - Bezdomni tekst piosenki lyrics]

Ja ciągle wrak ciągle ja, ciągle tak
Ciągle wrak, ciągle sam ciągle wracam wgłąb

Miałem taką akcję
Zawinąłem chłopa na autostradzie
Który wlókł się tam z plecakiem
I to raczej nie był spacer pytam
"skąd żeś, Panie, wziął się na tej trasie
O tej porze
Ciemnym dworze? Idziesz sam nocą? Siądź obok"
Siadł z tyłu i przepraszał mnie przez
Nie wiem pięć minut
Mówię "przecież ja się zatrzymałem
Za co mnie przeprasza?"
-Bo tak nie wypada się tak wpraszać aha
Przestaję nalegać, zaczynam przyśpieszać
Chyba nie mył się już tydzień
Bo odsuwam swój szyberdach
Widzę, że Pan jest strudzony
Ile to już godzin, ten marszobieg?
I co Pana w te stronę?


-Szukam pracy, nieważne, co znajdę - ważne
Że coś złapię nie jadłem już tydzień
Ile można z pustym flakiem - myślę
Wypadła mi wykałaczka z ust
Którą wydłubałem kaczkę z dziur w zębach
Opadła mi szczęka
A on, że nie narzeka, go trochę boli nerka
Ręka przemarzł pod namiotem bo przeciekał
Mokre pole, nie ma śledzia
Moment, moment, o czym temat? Ściszę radio
Kurde, nie dowierzam, to jest jakiś triatlon?
Obóz przetrwania? Jakaś faza
"Jestem bezdomny, mam trzydzieści cztery lata
Właściwie to od zawsze jestem
W takiej biedzie
Kiedy miałem siedem lat odcinałem
Ojca z belek
Mama mi odeszła jak miałem piętnaście
I mieszkałem w domach dziecka"
Życie jest brutalne - myślę sobie
I wyciskam pierwsze łzy
Ale nie chcę być zły
Boży plan to rzecz święta
"Ja przepraszam, że tak wpraszam się do auta"
Ja chcę płakać jak baba, a
Tu szlag mnie trafia, że on gada
Mówię stop, wszystko w porządku
Nie ma problemu, bracie, powiedz
Gdzie cię zawieźć
Bo ja jadę do domu dziś kolacja
A on nie miał nawet dokąd wracać
Mówi, "proszę Pana, w niebie jest zapłata
Ważne, by mieć dobre serce
Kochać szczerze i wybaczać
Wolę głodować, niż kraść, żyć z sumieniem"
Zgotował mi żal nad płomieniem swojej duszy
Dałem mu sto pięćdziesiąt złotych na zakupy
Czy ja jestem podły?
Jezus Chrystus nieprzekupny

Byłem w WWA, na linii metra, w centrach
Siadłem obok klienta
Który miał twarz dziecka
Chłopak i już ledwo trzymał się na nogach
Jak on wyglądał, o mój Boże
To druga historia co jest
Dzieciak? Prawą rękę trzymał w śmieciach
Chyba grzebał za jedzeniem, nie
Wiem, nie usłyszał, biedak
Muszę go poklepać, więc dotykam ramienia
Wzdrygnął się, jakby nie miał
Mięśnia i nie wiedział, co go czeka
"Nie bój się, bracie, nie chcę cię zranić"
Patrzył się na mnie
Jakby poznał każdą z ludzkich granic
Ciężar, czuję go od serca
Oczy miał zmęczone
Jakby nosił nimi wszechświat wtedy pękam
Życie skopało mnie po mordzie wielokrotnie
Nie sądziłem
Że ich skale oceniłem tak pochopnie
"Pomóż", wyszeptał, jakby nie miał sił, mocy
Termometry wskazywały minus
Dwadzieścia stopni
Kończyłem szkołę, chciałem iść na studia
I tak się uwziąłem
Że matura na piątkach i czwórkach
Mama była lekarką, pracowała z powołania
Tata był kardiochirurgiem, jeździł
Na wezwania, ciągle
W końcu postanowił, że nad morze pojedziemy
Że tam może odpoczniemy
"Boże, nie wyprzedzisz", chłopak krzyknął
Jakby ciągle był w tym aucie
Ludzie na peronie pokiwali głową
Czując irytację
I znów slow-motion, słyszę gdzieś karetkę
Ludzie poubierani pięknie
Przemykają jak cienie sam w piekle
Chłopak zyskał jakby drugie tchnienie
"Mam siostrę, śpi na klatce schodowej
Muszę jej zanieść chociaż kromkę
Proszę, pomożesz?"
Chwytam się za kieszeń, nie miałem portfela
Mówię "poczekaj", nadjeżdża kolejka
Nie wiem co wybierać
Z jednej strony nie mam siana
Z drugiej czasu
Jeśli nie wsiądę, to pociąg odjedzie
Jeszcze mam kilka przystanków
To ostatnie połączenie
Drzwi zasunęły się przed moją twarzą
Zapamiętam to spojrzenie zapamiętam
Jesteśmy bezdomni bezdomni bez uczuć
Bezdomni bez miłości bezdomni bez dobra
Bezdomni bez słowa świętego słowa
Boga

Mój Panie, Jezu Chryste, jestem grzesznikiem
Wybacz mi, że nie zawsze żyję według tego
Co jest w Piśmie czuję, że spłaciłem długi
Których narobiłem, kiedy byłem głupi
Wyrwałeś mnie z pustki
Duchu Święty, przyjdź, oświeć ludzi
Niech poczują miłosierdzie
Które wlejesz do ich duszy
Brak mi słów, by wyrazić moją miłość, Panie
Przecież Ty mi dajesz słowa, kocham każde
Jestem bezdomnym, kiedy ciebie nie ma, królu
Chcę być skromny, dałeś serce
Które zatopiłem w bólu
Za to - Chryste, króluj, proszę, króluj Ojcze
By już żadne twoje dziecko
Nie poczuło się bezdomne
By już żadne twoje dziecko
Nie poczuło się bezdomne

Janie Pawle Drugi, jesteśmy bezdomni
Bez Ciebie módl się za nami

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować