Bonson, VNM - Viral tekst piosenki (lyrics)
[Bonson, VNM - Viral tekst piosenki lyrics]
Odkąd ten wirus się rozszedł po
Świecie jak viral po sieci
Powiedz mi mordo czy żyćko to
Jakoś ogarniasz czy źle ci?
Czy się umartwiasz czy lecisz na
Party na wieczór bez maski
I stresu i szukasz dopingu
Znów tak jak atleci pies by ruchał ten COVID
Mam przyjaciela co już od pół
Roku z domu nie wychodzi
Bo ma astmę i ora się strasznie i pracuje
Zdalnie i żarcie kurier z dyskontu mu dowozi
Mój urodzinowy prezencik dla niego w
Szafie przeleżał już połowę roku
To nie szkodzi (czekam mordo)
Mam ziomka co robi w eventach
A nie ma eventów kurwa mać
Ja robię w eventach i nie mam eventów
Dobrze kurwa że niе płacę alimentów
Niedotkniętego syfеm tym gospodarki tu
Nie ma segmentu rządowe tarcze to beka
Dostanie je jeden z dziesięciu jak Sznuk
Dlatego nie brak lamentu i chuj
Dlatego w studiu tu rezam tę pętlę za dwóch
Żeby się zwiększył na DNB ruch
Jaki jest następny ruch?
Jaki jest kolejny mój, jaki kolejny twój?
I kiedy kończę to pisać to wiem już
Że będzie to singiel jak chuj
Nie pytam ludzi z DNB czy luz
To ma być singiel i chuj
Muzyka leczy mnie z stary
Śpiewam więc yeah, yeah, yeah
Kiedy w lepsze jutro wiary
We mnie coraz mniej-jej-jej
Ktoś tam nie wychodzi z pieczary ze strachu
Ja w studio się budzę, zasypiam, dzieciaku
(dzieciaku) pytasz czy pójdzie viralem to
Mówię ci: pewnie nie
Muzyka leczy mnie z stary
Śpiewam więc yeah, yeah, yeah
Kiedy w lepsze jutro wiary
We mnie coraz mniej-jej-jej
Ktoś tam nie wychodzi z pieczary ze strachu
Ja w studio się budzę, zasypiam, dzieciaku
(dzieciaku) pytasz czy pójdzie viralem to
Mówię ci: pewnie nie
Yo, u nas to idzie tak aktualnie
Nocna zmiana, poszła piana z japy
Wtedy ktoś nas wskazał
Że ktoś komuś wypłacił bo się ktoś nadstawiał
Ktoś przeprosił raczy, viral klasyk łap
Mówią, że dobre chłopaki
Moi ludzie stoją za mną jak wariaty
A łapy nabite tu są jak armaty
Życie nas trochę dojeżdża jak szmaty
Choć z japy krew się leje, kurwa
Wciąż wstajemy z maty
U nas bez zmian, chuj czy COVID, dżuma, febra
Wjebałem w siebie tyle chemii że mi
Już tam nie strach się przemieszczać
Z głośnika na głośnik, z ośki na osiedla
Z nośnika na nośnik jak viral, jak wirus
Jak towar co trzepie aż klękasz
Muzyka leczy mnie z stary
Śpiewam więc yeah, yeah, yeah
Kiedy w lepsze jutro wiary
We mnie coraz mniej-jej-jej
Ktoś tam nie wychodzi z pieczary ze strachu
Ja w studio się budzę, zasypiam, dzieciaku
(dzieciaku) pytasz czy pójdzie viralem to
Mówię ci: pewnie nie
Muzyka leczy mnie z stary
Śpiewam więc yeah, yeah, yeah
Kiedy w lepsze jutro wiary
We mnie coraz mniej-jej-jej
Ktoś tam nie wychodzi z pieczary ze strachu
Ja w studio się budzę, zasypiam, dzieciaku
(dzieciaku) pytasz czy pójdzie viralem to
Mówię ci: pewnie nie