​ejmatt - 01:57 tekst piosenki (lyrics)

[​ejmatt - 01:57 tekst piosenki lyrics]

Powiedziałem już wszystko, co mogłem
A zrobiłem najpewniej mniej
Pytasz ziom, czy jest coś
Co pomoże najpewniej nie
Pomyślałem, że mogę i wszystko, co wziąłem
Oddałem za bezcen wygrane to sole są
Kiedy się boję dać wiarę w najlepsze
Mam rzadkie podejście, słabe podejście
Żadne podejście czasem
Za żadne popiersie nie dam się zmienić
I zawsze po pierwsze Mattem
Szach mówię to cicho, bo nie lubię krzyczeć i
Jak przystało na mat – nie lubię błyszczeć!
Ty i wielu się wyprze, wielu nie wyjdzie
Wielu się dźwignie
Nie mów, że dziś chcesz, nie
Mów, że dziwnie, nie mów
Że jutro nie przyjdziesz!
Nie mówię nic więc
Bo gdzie tu jest w tym sens?
Dziś kreuję chwilę, bo jutro jest brzydkie


Wiedziałem to wcześniej
Opadły mi ręce z chwilą gdy
Przez drugie podejście cały czas cicho
– sprawdź 'W E n u s z m i l o'
Ty chwilo żyj, rychło pomylone
Imo z chwilo gnij
Widok krwi, bezsenne noce, ale dziś to mit
Wszyscy liczą dni, wszyscy liczą kwit
Szybcy idą z tym, inni gniją dziś
Wilki gryzą ich, pizdy liżą rany, dziwki idą
Zanim myśli wyjdą z nich
Ale to nie my, my byliśmy inni jak Sharon
Ja nie tonę dziś ja staram się stanąć
Zostanę nieznany jak A-aron
A nie bezradny jak belfer
Wrócę gdzie trzeba i tam gdzie
Czekają – w bezpieczne miejsce
Choć nie wiem co będzie, to to, co minęło
To prawda dawna
Było co było, sztuczne piękno
Ziom Prada Marfa

W sumie, to dużo się nauczyłem i
Wyniosłem dużo jak złodziej
Zostałem bez życia na chwilę
Lecz daję słowo, już luźno na co dzień
Choć duszno na co dzień
To pusto na dole - bez głupot na głowie
Po turbo zachodzie i turbo zawodzie
– oburącz za poręcz!
Ponuro na dworze, ponuro na dole
Ponuro na górze i co dzień, i wszędzie
I ja pierdolę przecież jest dobrze już i
Przecież nie co dzień
I przecież w ogóle, ponuro na moment
I dalej swoje
Potworne dźwięki, bo w głowie siedzi
Że trzy razy tak dano jak przez mgłę
Od 'mogę? dzięki' do proszę nie kpij
A trzy razy tak dało raptem nie
Wielkie nie, wielkie nieba
Nie chcę, nie już nie potrzeba
Po drodze do nieba brak satelitów
I brak łączności TomTom wprost ziom
Tu nie pomoże już nawet dotyk i prosto
Pod pociąg i teraz bez kitu już raczej zdąży
Ochłoń
Mordo i przestań grać znów brak godności!
Brat pomocy, a brat pomocny i zawsze był
Jeden, drugi, trzeci, czwarty, piąty zawsze
Skmiń
Choć nie na zawsze i raczej krótko, w biegu
Zrozum
I nawet wtedy jak głucho kurwa przez pół roku
Ten przestój znowu dał wielu wrogów
Mi wielu ziomów i doznań
Możemy poczuć znów cel u progu i
Nie mów czemu nie sprostam
Dobra, dziś po swojemu pró-bujemy znów żyć
A spytaj człowieku o najlepszy
Dzień dwudziesty ósmy

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować