Na pół etatu - Metropolis tekst piosenki (lyrics)
[Na pół etatu - Metropolis tekst piosenki lyrics]
I chociaż mnie przeraża to jestem tu nadal
Wrosłem sercem w te mury, uzależnił smog mnie
Inhaluję nim umysł, każdy wers stąd jest
Alkohol, prochy, kluby, szybki seks
Stołeczny zew zostawić chce śliski wiesz
Z tygodnia stres chcę odciąć grubą kreską
Sam wiesz jak jest - naćpani gubią przeszłość
Puste spojrzenia twarzy z szablonów
Daj spokój - nie znajdziesz w nich prawdy
(zrozum) markowe metki, loga, firmy, szpansy
Synonim szczęścia przenosi ich w inny stan
Każdy jest sam, to cierpki stan popatrz
Oni chcą dymać, one chcą się kochać
Ćpają żeby się puszczać, piją żeby zapomnieć
Rano w pustym łóżku wbiją zęby w kołdrę
Czarno-biały świat typów po koksie
Których szczyt osiągnięć to podryw po dropsie
Idiotki, która mu za ten syf pociągnie
Pociągne z gwinta za nich
Chociaż mam ich za nic
Prawdy zarys masz między wersami jak jadę
Po bicie brudnym jak trotuar
Za co kochasz Warszawę
Piepszony Mokotów! Kochany Mokotów!
Biorę fart za rękę i chcę się wyrwać z bloków
Znam to miasto, wielu zasypia tu
Jak jest na orbitach znów po
Melanżu i jest już jasno
Laską wciąż potrzebny jest Margaret astor
A ich matkom relanium - by mogły zasnąć
W nocnym, na rogu, wino i durex, które kupuje
Bo przecież mówi - "Bez nich zamule"
Beje znów przeszukują śmieci kubeł
Stać ich na trunki, ale te z niższych półek
To patrioci! Biorą zawsze to samo
Czerwone lub białe tak
Sobie osładzają starość
A te żule nie mają za dobrze - uwierz mi
Że ćpanie i chlanie to
Ich najmniejszy problem
A imigranci - oni umieją dobrze liczyć
Dlatego z roku na rok jest
Ich więcej w stolicy
I mimo awersji do tego miasta
Przyjeżdżają z miejsc przypominających im
O zatraconych szansach
Ale to my znamy tutaj miejsca
Które jakbyś zobaczył to miałbyś
Dreszcze na plecach
Wiesz nam - niektórych tak
Tu wyjebało od ekstaz
Że dzieli ich teraz pięć stóp od piekła
I nie chciałbyś być w ich skórze
Uwierz - niektórzy z tego
Gówna wychodzą z trudem
Ale większość zostaje tam na dłużej i trwa
W tym metropolis i jego smutne fakty
Poznaj smak Warszawy, no spróbuj jej dotknać
Patologia zagląda w co drugie okno
Podobno deszcz spłukuje to, ludzie mokną
Metropolis wciąga w wir - ja idę pod prąd
Dzieciaki na speedzie - mów im Keanu Reeves
Kroją słabych dla cyfr na pył dziś
Świat to matrix zbudowany z cyfr
Ma spacer w chmurach jak przesadził szczyl
Pod nocnym co drugi to biznesmen oceń
Biorą pożyczki tylko na wysoki procent
Mów im drugi obieg, gdy spod smutnych powiek
Widzą wartość w śmieciach
Które wyrzuca człowiek (oceń)
Mają poplątane ścieżki życia
Na szklanym blacie i popękanych chodnikach
Ci co mają kwit - przepierdolą na kreskę
Innych brak cyfr zmusza, by żyć pod kreską
Miasto niszczy, jak Arszenik zatruwa
Najwyższy czas coś zmienić tutaj
I chcę uciec stąd jak co drugi z was
I nie umiem, i wracam, i to gubi nas
Dumny mogę mówić - "Nie ma miejsca jak dom"
Wdzięczny tym co żyli w opcji -
Nie ma miejsca jak schron
To miasto jest mną, ja jestem nim dzisiaj
Uważaj jak stąpasz, moje emocje są na płytach