Słoń - Wylinka tekst piosenki (lyrics)
Wojciech Zawadzki
[Słoń - Wylinka tekst piosenki lyrics]
Z powietrznych trąb, najgorsza z klątw
Bagnet na broń, niewierni idą na stos
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę
Wiem jak to jest być spłukanym
I w życiowej dupie
W robocie jebać dla kogoś
Nikt mi się kurwa nie pytał
Co myślę i czuję, byle harować jak robot
W sercu samotność rozlała się niczym smoła
Wszystko sczerniało tak jak mój nastrój
Dobrze, że nie miałem dostępu do Glock'a
Bo czułem się jak Michael Douglas w Upadku
Tyrałem jak wół, robota w Glasgow
Nosiciel kartonów
I mimo, że zacząłem zarabiać hajs
To nigdy nie czułem się tam jak w domu
Bez naciąganego patosu, bez tanich bredni
Bez farmazonów
O mały włos zająłem śmietnik i dobrze
Pamiętam kto wtedy mi pomógł
To w dżungli z bеtonu codzienność
Każdy ma w chuju kim jesteś
Życiе nam sprzedaje wpierdol i
Może to sygnał, żeby wytrzeźwieć
Nie chcę ci prawić morałów
Nie będę jak mama cię ciągnąć za rękę
Nazwałem ten utwór "Wylinka"
Bo zmieniam skórę dziś tak jak węże
Zostawiam serce na bitach
Mieszanka rapera i kardiochirurga
Jeśli nie leży ci moja
Nawijka, jakoś to zniosę
Więc pało wykurwiaj
Mam także w sobie coś z głupca
Gafy popełniam koleżko jak każdy
Mam w CV tak dużo błędów
Że mógłbym dziś pić korektor na flaszki
Moje katharsis to polubić siebie
I zabić dawne rozterki
Upór to silnik Husqvarny, szarpię rozrusznik
By się rozkręcić mam też problemy
Czasami siada mi system i też mam dość
Zostawiam słabości za sobą
Zaczynam linieć jak wąż
Jestem jak sztorm, największa
Z powietrznych trąb, najgorsza z klątw
Bagnet na broń, niewierni idą na stos
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę
Raperów ciągnie do proszków
Ja chcę mieć zasrany spokój
Nie ma już ćpania w tygodniu
A po wódę sięgam tak dwa razy w roku
Nie chciałem brać psychotropów
Co rusz to flaszka i zatkany nos ziom
Jak myślisz kto z tobą zostanie, gdy
Przestaniesz stawiać szampana i koks, wow
Miałem już dość i jeśli też to
Odczuwasz to idź na terapię
Uzależnienia, psychiatryk
Nie znam nikogo kto wygrał z melanżem
Czułem się kurwa fatalnie, na
Łóżku wiłem się, pocąc po nocach
Środki nasenne i stany lękowe
Kłują jak żądło skorpiona czas to pochować
Zostawić daleko w tyle tą zgniłą powłokę
Filtry na Insta nie zatuszują twych
Łez płynących spod powiek
Xanaxy wyciszą twój problem
A kryształ poprawi ci nastrój
Rzęzisz jak zatarty silnik
Ledwo pracując ostatkiem synapsów
Niech się odjebią ode mnie
Mam dosyć problemów tych ćpunów
Nie ja ci kazałem codziennie
Katować kichawę na umór
W chuju mam twoje problemy
Skupiam się kurwa na swoich
Gdzie byli ci wszyscy koledzy
Kiedy nie mogłem stanąć na nogi
Już dosyć mam bzdur
Chuj mnie obchodzi co gada szemrany prorok
Najlepsze co w życiu mi wyszło
To zaprzyjaźnienie się ze samym sobą
Chciałem się odciąć od syfu, tabula rasa
Zamykam rozdział
Twarze ex kumpli w pamięci blakną
Jak daty na starych nagrobkach
Jestem jak sztorm, największa
Z powietrznych trąb, najgorsza z klątw
Bagnet na broń, niewierni idą na stos
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę jak wąż
Zmieniam dziś skórę