Włodi, 1988, TONFA - Krzew tekst piosenki (lyrics)
[Włodi, 1988, TONFA - Krzew tekst piosenki lyrics]
Wiodę se wygodne życie
Jakby nieśli mnie w lektyce
W lektyce? To nie zasrany koncert życzeń
Wzrasta spożycie: blanty, muzyka, słodycze
Rzadko mówię to, co chcieliby usłyszeć
Bo mam czarne podniebienie
Mam wysokie podbicie
Moje plemię to złodzieje zapalniczek
Jak wychodzę pisać w plener
Kruszę na zgiętym zeszycie
System czai się jak hycel, rozbijam matryce
Widzę epidemię strachu
Baba w sklepie ma przyłbicę
I wzrok jak błędny rycerz
Nie wpadłеm tu na turniej
A po picie i pięć fifek
Jak Tommy still pimpin', alе bez napinki
Uczulony jak na pyłki
Deweloperka gorsza niż pimpi
Mały nożyk ale bez sprężynki
Z tonfy zbiera osad
Słowa piszę w tańcu jak Mosa
Robię pokaz nie na pokaz, nie na rozkaz
Wchodzę w portal, krokodyli pełna fosa
Pływam z nimi, nie ma obaw
Jedno plemię, choć rażący brak ogona
Na czepku znak tetropoda
Skorupa miękka terropoda
Kroczę powoli w ślady monopoda
Z kumplem siedzę w lochach
Z goblinami smażąc obiad
Nie wychodzę bo pogoda mokra
Nie znam się na modłach
Wrzucam zioła se do ognia
Wstaje płomień a z niego hologram
O choroba, kaktusy na dłoniach
Widzimy się na antypodach, w głowach
Zwykły kanarek, ziarnożerca
Niby piórka kolorowe ale bym
Się zbytnio nie podniecał
Czarna świeca, biały dym, ojciec, syn
Znów narzekam myślałem - wiodę prym
Niosłem krzyż znów na plecach
Samozwańczy król dorzecza
Do pieczar wysłana depesza
Już mi nie żal, już mi nie żal
Mieszam se w procentach
Bania nie kevlar, nocne hafty na poszewkach
Przybity jestem pod psem, razem z pogodą
I coś mało to rozmowne, taki raczej monolog
W ogóle od początku niezwiązane z moją stroną
To se słucham tak co piąte
Siedząc na miejscu w Sapporo