Anatom - Powód tekst piosenki (lyrics)
[Anatom - Powód tekst piosenki lyrics]
Dziś tak wygląda co druga rodzina
Pewnie mnie przez to rozumiesz
bo to o czym mówię
To jakbym o Tobie nawijał
Tata zostawał co rusz po
Godzinach, pewnie dlatego, że ma dużo pracy
Tylko dlaczego bełkocze do mamy
A mama się znowu wydziera do taty
Nie rozumiałem, a w szkole beka z
Dzieciaka, bo jeansy ma wąskie, nie dres
Dzieci brutalne są, gdy mówią prawdę
Bo wcale nie boją się mówić jak jest
W klasie nie miałem zbyt wielu kolegów
Woleli dzieciaków przy kasie i cześć
Ja w znoszonych ciuchach i niemodnych butach
I z kanapką z domu, a nie paczką Lay's
Tam i z powrotem chodziłem z
Problemem, z domu do szkoły
Ze szkoły do domu
W domu nie chcieli mnie słuchać, bo nie wiem
W szkole powiedzieć też nie miałem komu
I kiedy byłem sam w moim pokoju
Brałem słuchawki i włączałem bit
Znalazłem powód, by powiedzieć
Tobie co czuję
Bo tutaj nie słuchał mnie nikt
Dalej frustracja i niedowierzanie
Bo antidotum się staję trucizną
Ludzie są wredni, już tego nie czaję, co im
To daje, gdy tak po mnie cisną, co?!
Takie to śmieszne baranie? Wiesz co
Zabrałem po drodze ze sobą?
Wiesz co mnie czeka, gdy wstaje?
Co spać nie daje, gdy kładę się nocą?
Nie, no bo po co, ważne, że beka
Bo gówniarz zaczął się bawić w rapera
Co on mi może powiedzieć o życiu
Co on tam wie o prawdziwych problemach
Ja w jego wieku największy dylemat
To idę na piłkę czy idę na rower
Nie wiesz jaki świat jest w czerni i bieli
Od najmłodszych lat życie masz kolorowe
"Wyobraź sobie, że może być gorzej" - i
Tak się przegadywałem bezsensu
Traciłem całą energię mój Boże
By im pokazać tą ranę na sercu
By w końcu ktoś mnie zrozumiał
Pozwolił uwierzyć w to
Że jestem warty coś więcej
Że zasługuję na miłość
Że zasługuję na szczęście
Wpadło to szybko
Szybciej niż się spodziewałem
Masa życzliwych się nagle
Znalazła, gdy pykło
Mówili "Ty to masz talent"
Często Ci sami co wcześniej nie
Dawali szansy na przyszłość, "oby tak dalej"
Czułem się dziwnie, gdy stawali za mną
Lecz mam czego chciałem
Mordo, no sorry, tak wyszło
Często graliśmy przed dużą
Publiką na ogromnych
Scenach i w najlepszych klubach obok Pezeta
Ja gdzieś w loży VIP-ów myślałem "To
Nie miało prawa się udać"
Znam wszystkie twarze tych typów
Z youtube'a, z klipów
Wywiadów i gazet o rapie
A teraz siedzą i piją Metaxe
A pomiędzy nimi ja - szesnastolatek
Czego chcieć więcej?! Spełnia się
Moje największe marzenie
Bo chciałem być MC!
Czego chcieć więcej?! Skoro dziewczyny
Co kiedyś nie
Chciały mnie dzisiaj mam w ręce!
Czego chcieć więcej?! Kiedyś dzwoniłem
A dzisiaj to po mnie się dzwoni
Już nie planuje weekend'ów jak dawniej
Teraz to za mnie planują je ziomy
Teraz to z dawnych powodów
Już nic nie zostało
Chciałem po prostu się bawić la vida loca
Robimy rapy czy palimy baty
To w centrum uwagi
Życie na fotach - takie to kocham
Lajki się sypią jak lalki po prochach
Pisałem rapy jak nie było party, to znaczy
Że rzadko już składałem słowa
Resztki sumienia spod buta szeptały
Że marnuje czas i bardzo zawodzę bliskich
Ale ogarnąć się czułem, że nie miałem szans
Czasami małe przebłyski
Wtedy mówiłem, że na pewno biorę się w garść
Stanę na nogi jak wszyscy
Szybko kończyły się dobre pomysły
Wieczorem idziemy chlać
Studia, dziewczyna, muzyka, rodzina
I zdrowie, nie mówiąc o straconych latach
Wracało do mnie to
Kiedy widziałem kolegów co życie
Wygrali jak Zlatan
Kiedyś ich miałem za zero
Lecz się pożegnałem z karierą i
To się zaczęło odwracać
Pamiętam kiedy to do mnie dotarło
Niemoc i zacząłem płakać, co
Stoję za sklepem zrobiony jak menel ze
Strupami w nosie i zgrzytam zębami
Wyciągam blety i szlugi i folię i
Kręcę i zbijam to ćpanie buchami
Patrzę w oddali na mężów z
Żonami i dziećmi i wiem
Że to wszystko nie dla mnie
Straciłem szansę na wspaniałe życie i czuję
Że nigdy nie będzie normalnie
Miałem się wieszać jak nic się nie zmieni
To postanowione
Ostatni tydzień na Ziemi i biorę
Się na drugą stronę
Wszystkich już chyba zawiodłem
Więc teraz odbiorę nagrodę za swoje
W dupie to mam czy ktoś przyjdzie na pogrzeb
Szczerze, to wcale się tego nie boję
Pierwszy raz zrobię coś naprawdę dobrze
Ale ten tydzień co sobie zostawię
To chcę wykorzystać na maxa jak nigdy
Może choć trochę co mogę naprawię
Bo chcę wynagrodzić wyrządzone krzywdy
Spędzę z rodziną ostatnią sobotę
Wieczorem jak zawsze się przejdę na spacer
Wtedy historia się miała zakończyć
I byłoby tak, ale Bóg chciał inaczej
W tamtą sobotę wyszedłem do sklepu
Po drodze zadzwonił ziomek - ustawka
Trzeba przegadać co w planach na
Wieczór, to o piętnastej, być może parafia
Spoko, bo blisko
A w sumie ciekawe jak serio
Wygląda ten rap chrześcijański
Pójdę tam wcześniej i sobie zapalę
A wspólny mianownik był wtedy ostatni
Na miejscu Ola mi mówi świadectwo
Pół roku wcześniej z nią paliłem skuna
Nie chce się wierzyć, że mówisz na serio
Chyba powoli zaczynałem kumać
W głowie się pali już blade
Światełko, może to szansa, by zacząć od nowa
Wiem jaka byłaś niedawno Oleńko
Ja może też powinienem spróbować
A potem after i Bęsiu, i Jonas, i Maro
I Kasia, i Łukasz, Malwina, i Iza, i Ola
Nie znałem nikogo poza nią
A przyjęli mnie jak rodzina
Widząc to wszystko zaczynałem wierzyć
To niemożliwe by było bez Boga
Pamiętasz, tamtego dnia miałem nie żyć
A tu się życie zaczęło od nowa
Od tamtej pory, to już cztery lata i serio
Zmieniło się naprawdę wszystko
Mam narzeczoną, są rapy i praca i do
Tego wspaniałe plany na przyszłość
Codziennie modlę się, żeby nam wyszło
Bo wiem jak łatwo jest stracić azymut
To nie jest tak, że jak raz się nawrócisz
To Twoje demony zostają gdzieś z tyłu
Dlatego wybacz, ale nie bawi mnie, gdy
Ktoś nawija, że gdy jaramy
To życie ma klimat
Że ta dziewczyna, to suka i świnia
Chlamy dopóki się ktoś nie porzyga
Pełne samary i kruszony kryształ
Hajsy i fury, i ssanie za drinka
Myślą, że moja historia jest inna, myślą
Że im to się uda z tym wygrać
Dziś kiedy wchodzę na scenę
To mam przed oczami ten syf
Miliony dzieci co mają tysiące idoli
A setki zagrożeń za nic proszę Cię
Więcej nie pytaj mnie durnie po
Co o Bogu ten kit
Dają dziesiątki powodów, by umrzeć, chciałbym
Ci dać jeden powód, by żyć