Areczek PRG - Syf tekst piosenki (lyrics)
[Areczek PRG - Syf tekst piosenki lyrics]
Na sercu w duszy leży
Że ja także jestem z tych
Którzy jego pochłonęli od razu się urodząc
Choć z góry nie przegrany
To się kierowałem błądząc a sądząc po tym
Że jebany syf się wjebał do gabloty
Niejedne kłopoty, niskie loty
Za dalekie loty koty to my, jebać psy
Ten świat jak rozstapiające się kry
Nic nie zrobisz sam po tym świecie chodzisz
Widzisz o co się potykasz co tutaj łykasz
Jakim towarzystwem przenikasz
Spójrz na siebie, ja idę sobie
Przeskakując żula kurwa na glebie
Że proszę ciebie nie wiem czy jeszcze żyję
Bo szczerze koło chuja mi to lata
Widziałem koniec świata od małolata
24 grudzień, syf patrz, w
Kurwę jebani ludzie, nieważne
Zamknięta brama
Jak ten temat, który pochłonięty syfem
Napiszę ci na kartce definicje
Tych trzech liter: S - jak szmata
Która karmi się kutasem za ścierwo
Wypala jej śluzówki, zekolowe piekło
Rzekło się te słowo, jak mela po
Charknięciu, którą walisz na podłogę
O ja nie mogę
Y - to kolejna litera, którą wypowiadasz
Jak się kurwa zastanawiasz nad życiem swoim
Czy na połamanym stołku nie stoisz
Czy w moment nie spierdolisz się z tego
Dlaczego odpowiedz se sam, czy warto
Mieć za prześcieradło karton
A za kołdrę obszczany koc
A przyjaciele twoi to szczury
I noc, utrącając moc, odzyskując ją dopiero
Wtedy, kiedy w japę aplikujesz tanim
Winem, najebujesz czy zrozumiesz to
Że syf to pierdolone zło
A nie kurwa nic innego, dlaczego
Bo życie takie
Spierdalasz od syfu jak smerfy
A syfem jest gargamel, klakier
Uważaj, bo se porysujesz lakier
A tymczasem, dzieci bawią pod fajansem
A ty karmisz siebie lansem, rozłożony kocyk
Obok kałuża, nikt już nie wie, czy to deszcz
Czy szczochy wkoło zabawki, no i Jurek
Tutejszy śmietnikowy nurek
Szukający ławicy puszek
Może znajdzie się dla niego buszek z pojary
Którą przed chwilą podniósł
Teraz na podłodze, na jednej nodze
W siatce rozgniecione ma owoce
Trzy klatki dalej, dziewczyna
Chłopaczyna, heroina
Jak dla sikorki słonina
Zaciska pasek, wali w wiór cały lasek
Zjeżdżając po tej ścianie
Jak mela na policyjnych szybach samochodu
Gotowi już do lotu, jak ptaki w ciepłe kraje
O święta naiwności, o czasy obyczaje
Jak już się urodziłem, to wiedziałem
Przyzwyczaję się do tego, co tu widzę
Pierdolony syf wypełza ulice, jak szambo
Niepotrzebne gówno, zwroty, hafty, bramy
Obsrane parapety przez gołębie
Skorupa zapierdala od menela, jak od trupa
Błękitne niebo, upał
Parujący mocz spod hasioka
Wysypany chlor na potoka
Szarość, nędza, pomalowane ściany z cegieł
Krzyki matki do dzieciaka:
Do domu kurwa biegiem, do domu kurwa biegiem
Nie widziałeś, nie zrozumiesz, nie słyszałeś
Czy znów kolejny raz sam siebie okłamałeś
Oszukujesz i świrujesz
Bo sam się na ulicy przy tym
Już nie odnajdujesz i nie kminisz
O co kaman
Te życie nie jednemu wykurwiło już na caban
Chuj w dupę frajerzynom
Przecież nie jebany banan
Widzę go jak przez mrowienie
Jak nie dostrojony kanał
Prawdziwy obraz syfu
Tnie ludzi szarą prawdą jak pazurem karambitu
Dostałeś grupę śmieci
Teraz weź nie pierdol mi tu
Warszawa, Północ Praga
Także jesteś w tym koszyku
Siła jest z kawałka, jak błękit Paryża
A nie mleko, kurwa, chałka do śniadanka
Jak wystawiony pionek za którym stoi
Damka no i walka
Więc pamiętaj dzieciaku, to syf
Z którego możesz się wydostać
Problemu sprostać, dlatego uważaj
Ulica żniwa zbiera, nie bądź jedną z ofiar
To nie filozofia o tym nawinąć
Filozofią jest tutaj nie zginąć właśnie tak
Druga kwestia, syf to ciemna bestia
Pochłaniająca i
Nie pytająca się tu o to ciebie
Czy cię może wciągnąć
Ogarnął świat brat zasyfiała ziemia
Już od lat, wiesz, wiem ja to
Wkurwiani ludzie przeliczają papier
Kalkulator
Zamiast serca mają chuj wie co, wyznają
Szopki odwalają
Powiedz ile dookoła skurwysyństwa, armia
Konfidenctwo zgarnia zajebany syf, malaria
Co się dziwisz?
Zajebany jest syfilis, czyli to już koniec
Wymiera rafa
Bo zatonął z ropą chuj tankowiec
Świat skazany na game over
Niczym zestrzelony odrzutowiec
Który spada w dół
Nie widzi tego pierdolony muł
Który widzi to, co chce
Nie zbudzi cię ze snu, powiem
Mu tak: jebie cię, kurwa
Wskażę mu błędną ścieżke jak
O drogę mnie zapyta
Zanikalny syf, na ciele blizna wyryta
Człowiek drugim bliźnim gardzi
Co drugi bania zryta
Piętnastolatki nakurwione mefedronem
Proszące o ćwiartkę
Rozlany jak heleniarz, sypie to na kartkę
Znów do stanu powrót, bełkocze coś na odwrót
Mówi, że to już ostatni, że spierdala do domu
Ale nie gadaj nikomu, kurwa co jest dzieciak?
F - jak fiolet, który jest na jego ustach
Ledwo stoi kurwa w bramie
Za piętnaście szósta
Syf, syf, syf, skurwiała epidemia
Przecieka w kulę ziemską
Nic jej nie uszczelnia
Kurestwem wszechobecnym nieustannie
Się napełnia widzę dookoła hardkor
Nikt tobie tu nie ściemnia
Ćpają jakieś chujostwa
My wszystko to widzimy tych, co ślepi na to
Gówno w moment przebudzimy tak robimy
Pomyślimy nad tym całym pierdolnikiem
Na ugiętych kurwa nogach
Idzie chuj chodnikiem
Porobiony Acodinem, kurwa spójrz
Na jego minę, wyjebane
Na swe dzieci, wyjebane na rodzinę
Czekaj o tym ci przewinę
Jak w gorącym upale
Zombiaki wpierdalają jebane tramale
Albo też kurestwo, co znajdzie się chujoza
By wybić na haluny
Do pizdy Tantum Rosa, czy następne gamonie
By kurwa zbić ciśnienie
Wpierdalają całą paczkę jebanych
Klonów w siebie
Czy to dotyczy ciebie? Ty mówisz: kurwa mać
Lepiej weź już nie przeklinaj
Weź się w końcu w garść
Jak chcesz żyć jeszcze zajdź
Chyba że już jest wyjęta
Suchy badel do złamania, jak sflaczała dętka
Trzynastolatki bez pomocy, ojej ojej
Zapierdalają klej
Albo zestaw weekendowy jak dla kolarza bidon
Niezbędny dla krakersa, buchy, buchy
Leci syfon miękkie nogi i ciśnienie
Twoją głowę rozpierdala
Walisz, walisz i serfujesz
Jak przy największych falach
Wyciszenie, paranoje, kurwa
Który dzień już z rzędu?
Widzisz, co nie widzisz
Z bani walisz jak z rozpędu
Szukasz tego hajsu, nie ma
Grube hajsy sie zadłużasz
Po co, się zastanów, czym siebie odurzasz
Syf, syf, syf, ruszasz, dawaj razem z nami
Jeszcze nie próbowałeś? Napierdolmy
Się grzybami chłopak wziął, chłopak zjadł
Kilka godzin później padł
Kurwa wszyscy wokół śmiech
Co się z tobą dzieje brat
Nawet się nie ogarnęli, że koleżka ich umiera
Jak było już po wszystkim
To dopiero o cholera
Kurwa fa, co się stało? To dopiero zabolało
Śmierć zjadł zjebany syf
A tobie jeszcze mało?
Śmiało, śmiało, dawaj, co ty?
Nie rozumiesz mojej zwroty
Już nie jeden przedawkował
Przekręcił się po tym
Dookoła syf, to gryf co nie podniesiesz
Od ciebie to zależy
Co i kiedy se przyniesiesz elo