Bonson, Gruby Mielzky - Wołam Cię tekst piosenki (lyrics)
[Bonson, Gruby Mielzky - Wołam Cię tekst piosenki lyrics]
Nie widzisz blizn
Dzień – akcja, noc – akcja
Pierdolone déjà vu nie wiesz nic o życiu
Jeśli nie żyjesz wśród kumpli
Gdzie młodzi budzą podziw
Robiąc klopsy na uncji
Dwa trzy – nie widzę Boga
Często widzę piekło
Niejeden goniąc towar, tylko modli się
By zdechnąć
Znam gości, którzy mają pliki za kłamstwa
Prawda wsiąka w chodniki
To jak szczyt ignoranctwa
Matka żongluje płodem, to kraj empatii
Dajmy jej dom i pracę i
Wszyscy nad tym zapłaczmy
Jeśli to widzisz, oczy przewiązujesz wstęgą
I nic nie zmienisz
Skoro wszystkim i tak wszystko jedno
Weź ludziom szczęście choćby małe i ostatnie
Bo i tak wrócą prosić
Byś łaskawie dał im szansę
Nie było Cię tu nigdy pośród śmierci
Krwi i łez więc krzyczę, choć zmieniasz w
Ciszę każdy mój wers, ja
(Wołam Cię, wooołam Cię)
Nie spotkałem Cię tu jeszcze
Choć słyszałem jakieś plotki
Takich jak ja masz tu setkę, każdy pyta
Jak nie zwątpić jak ten, co wali nocki
Wcześniej mija się z sąsiadem na półpiętrze
Jego żona drze się, wzywa Cię w ekstazie
Gdzie jesteś
Gdy wiernym krew cieknie z kolan?
Jak nie wiesz, to nie widziałeś
Nie chcesz albo się przekonasz
Kim jesteś? Nie stoisz z nami
Nie wiesz o nas nic więc jakim, kurwa
Prawem mówisz o naszych wyborach?
Osiedlowe znajomości tracą barwy
Jak ich ławki
Małolatki zajdą z każdym jak ich matki
Mówią, że to Twoje dzieci, powiedz tamtym
Jak tym gardzisz
A później każ im paść i płaszczyć
Twoi ludzie kiedy nie myślisz jak oni
Bluźnisz karmią się nawzajem fałszem
Wszyscy inni to intruzi
Staję im naprzeciw, idę
W butelkach mam benzynę
Nigdy nie słyszałeś, gdy krzyczałem
– dziś powiedz, gdzie byłeś
(Wołam Cię, wooołam Cię)
Ktoś znów w Twoje imię wskazuje kogoś palcem
Albo zasłania się Tobą
Chcąc pokazać swoją rację
Widzą Cię przypadkiem
Z serc Ci robią złotą klatkę
I trzymają je na dłoniach
Jeśli inni chcą popatrzeć
Stoję tu, gdzie stałem
Tylko stary plac i bloki
W których widzą Ciebie pierwszy raz
Gdy zamykasz im oczy
Kilka razy byłeś blisko
Ale tylko by popatrzeć
Dziś nie pytam już, gdzie jesteś
Bo sam nie wiem, czy to ważne
Ktoś znowu kogoś niszczy
Widząc satysfakcję tłumu
Korona dumnie błyszczy
Choć nikt nie dał Ci tytułu
Odwracasz się od ludzi
Obserwujesz cudzą rozpacz sam bluźnisz
Choć wymagasz od nas najczystszego dobra
Twój dom schronieniem kłamców ironia losu
Demony w złotych szatach domagają się głosu
Jestem z tych osób, które pragną
Byś zrozumiał swój błąd
Choć krzyczę, zatykasz uszy, odwracasz wzrok
Ja