Kali - Wybij się tekst piosenki (lyrics)
Kali [Marcin Kamil Gutkowski]
[Kali - Wybij się tekst piosenki lyrics]
Szare bloki dobrze znasz ten rewir lecz
Niepewnie stawiasz kroki
Maszerujesz dzielnie, w głowie niemłode foki
Ale świadomość
Że w kiermie sreberka pełne koki
Zasznurowane skoki, mocno zapięte spodnie
By w razie przypału lecieć
Jak quattro po betonie
Pocą ci się dłonie, ale trzymasz pełny orient
Nic nie umknie twej uwadze
Jak polującej sowie
Godzina wybiła, czekasz przy czarnej ławce
Pozornie cisza, spokój
Dzieci puszczają latawce
Jeszcze nie wiesz, ale czekasz na oprawce
Od dawna Ciebie chcą bo
Grasz na wysokiej stawce
Ijo, ijo lecą w łapach policyjne szmaty
Palisz buta na przełaj i
Wbiegasz tam do bramy
I kiedy tak czekałeś czy cię znajdą
Przykitrany
Rozsądek zaczął radzić takimi o to słowami:
Możesz się wybić albo iść drogą krętą
Możesz się wybić albo czekać na pento
Możesz garściami brać albo łyżeczką
A gadom przy klapie jest i tak wszystko jedno
Możesz się wybić albo dać się pomielić
Możesz się wybić i wolność docenić
Jutro obudzić albo zasnąć na wieki
Bo jeden mniej czy więcej
Bez znaczenia dla skurwieli
Wybijasz się na dzielnie
Odkleiwszy od poduszki
Od walenia w kinol, głowa pusta jak wydmuszki
Trzęsą się nóżki, ubrany jak menel ruski
A w bani jedna myśl –
Koka z pyłem jarzeniówki
Oczy latają jak piłeczki do ping ponga
Zaraz eksplodujesz jeśli nie zajebiesz gonga
Usta jak trąba, jak tykająca bomba
Pragniesz nart i śniegu jak Alberto Tomba
Na palcu plomba, w cyce puste jak żebrak
Przy czarnej ławce na towar musisz poczekać
Już go widzisz na przywitanie macha
Ale nagle puszcza się za
Nim tajnych burków wataha
No i padaka, nie walniesz dziś do nocha
Bo nie masz telefonu
Na ławce zaczynasz szlochać
Ty w siódmych potach, dotarło żeś wjebany
To reszta mózgu doradziła takimi słowami:
Możesz się wybić albo iść na ósme piętro
Możesz się wybić albo dźwigać to piętno
Może cię skręcać albo żyć się lekko
A typom w kostnicy jest i tak wszystko jedno
Możesz się wybić albo iść się zastrzelić
Możesz się wybić albo nie dożyć niedzieli
Dać za wygraną albo zwalczyć to gówno
Czy jeden mniej czy więcej
Zasilisz cmentarz trumną
Wybijasz się na dzielnie
Poprawiasz rękoma cycki
Od śmigania w szpilkach na
Piętach masz odciski
Liczą się zyski za penetrację kiszki
Masz nadzieję
Że trafią się Niemieccy turyści
Jedno na myśli, siano za kontakt bliski
Gdy będzie po wszystkim
Przydatne Orbit listki wyciągasz błyszczyk
Skarbonka czeka w stringach
Dla nich jesteś Anka, choć masz na imię Kinga
Podjeżdża klient, szybko ustalacie stawkę
W drodze
W oddali twój chłopak stoi przy czarnej ławce
Prawie na miejscu, cisza, lasek, zero ducha
Ten napalony koleś już coś szepta Ci do ucha:
"Ściągaj kiecę mała
Dziś za darmo cię wyrucham"
Gdy uciekałaś z auta gdzieś pogubiłaś buta
Gdy zamaskowana tam płakałaś za krzakami
Przemówił Anioł Stróż takimi o to słowami:
Możesz się wybić albo złapać nie jedno
Możesz się wybić albo skończyć pod wierzbą
Możesz zapomnieć gdy zrozumiesz sedno
A dla lekarza wynik to i tak wszystko jedno
Możesz się wybić albo do reszty skurwić
Możesz się wybić albo na zawsze polubić
Odciąć uczucia albo miłość poślubić
Chyba, że wszystko jedno z
Kim będziesz się budzić