PeeRZet - Adrenalina tekst piosenki (lyrics)
[PeeRZet - Adrenalina tekst piosenki lyrics]
Nudne życie nie jest dla mnie
Na wysokości liny spacer
Choćbym skończył na dnie
Ich plany są dla mnie jak kpiny
Choć się układają ładnie
My chodzimy drogami
Których nikt nie odgadnie
Potrzebuję tej adrenaliny, chcę jej we mnie
Ten zwykły dzień jakoś nie
Kręci mnie zupełnie
Zbyt podobny do poprzednich
Nie godny przepowiedni
Muszę zrobić coś, cokolwiek
A może coś się spełni
Kiedyś sobie obiecałem
Że będę zawsze wytrwale brnął
W tym teatrze lalek dlatego zawsze patrzę
Dalej niż widać
Nim ślad zatrze czas i okazję rzadsze znikną
A w nas wypali się wszystko
Za szybko, co dał, a co zabrał hip hop
Gdy na zewnątrz cisza
Niech demony wewnątrz krzykną
Niech przynajmniej dzisiaj usłyszę
Tę prawdę przykrą
Piórka urosły za duże, choć ładne
To niech je przytną
Niechaj znów spadnę, dalej tnijcie brzytwą
Byle szybko potrzebuję tego
By się przyjrzeć temu w skali mikro
Znów, nim podniosę się na nowo
Gdy na sali sami
Wejdę im do głów i znów coś nas scali
Pomyślisz "pójdę za nim"
Może on zapali światło i pokaże cel w oddali
Liczysz na emocję
Ja też ciągle czekam na nie
Bo w tym życiu tylko zarzynanie
Sporadyczne zażywanie tego co nazwali rajem
Adrenalina umrę dla niej
Resztę zamień w kamień niech stanie się coś
Zanim nic się nie stanie
Potrzebuję tej adrenaliny
Nudne życie nie jest dla mnie
Na wysokości liny spacer
Choćbym skończył na dnie
Ich plany są dla mnie jak kpiny
Choć się układają ładnie
My chodzimy drogami
Których nikt nie odgadnie
Potrzebuję tej adrenaliny, chcę jej we mnie
Ten zwykły dzień jakoś nie
Kręci mnie zupełnie
Zbyt podobny do poprzednich
Nie godny przepowiedni
Muszę zrobić coś, cokolwiek
A może coś się spełni
Wpadamy w marazm
Bo nie wpadamy w depresję zaraz
Wszystko szybko, wszystko na wczoraj
Świat oszalał i choć dzieję się tak wiele
Nie dzieję się kurwa nic
Tracę nadzieję na swoje cele
Nie wiem po co chcę żyć
I znowu nosi mnie, jeźdmy gdzieś, zróbmy coś
Opuścmy to miasto
Z którym kojarzy się tylko złość
Kapitan planeta, nie zna słowa lokalnie
W kokpitach z daleka taki
Widok świata dla mnie
Lepszy, więc przyrodo, złap mnie za krtań
Chcę wstrząsów nie drgań i niech
W końcu ten drań spłonie w słońcu
Gdy kraj obcych ojców da mu raj
I w formie popiołu
Wrócę do siebie poczuć spełnienie
Gdy zechcę adrenaliny
Przywołam tylko wspomnienie
Uwikłany w liny, wyżyty
Sprowadzony na ziemię
Czy ten stan jest osiągalny
Mówię o spokoju ducha
Który szuka, wiecznie szuka
Co by znów nabroić tutaj
Potrzebuję tej adrenaliny
Nudne życie nie jest dla mnie
Na wysokości liny spacer
Choćbym skończył na dnie
Ich plany są dla mnie jak kpiny
Choć się układają ładnie
My chodzimy drogami
Których nikt nie odgadnie
Potrzebuję tej adrenaliny, chcę jej we mnie
Ten zwykły dzień jakoś nie
Kręci mnie zupełnie
Zbyt podobny do poprzednich
Nie godny przepowiedni
Muszę zrobić coś, cokolwiek
A może coś się spełni