PeeRZet - Chwalisz się czy żalisz? tekst piosenki (lyrics)
[PeeRZet - Chwalisz się czy żalisz? tekst piosenki lyrics]
Wycina ciemnogród moich szesnastu drwali
Chwalisz się czy żalisz? Chyba
Wolisz się żalić
Zagubiony w dzikiej dżungli
Na wyspie kanibali
Klasyka jak winyl, kochasz wosk
Props wariacie ci nowi widzieli wosk
Tylko u siebie na klacie
Palę baty by być wyżej
Lecz nie tak po prostu
Mam je od lekarza, leczą mój kompleks wzrostu
Ponoć nie jestem królem, nie będę grał speca
Ale jak wbijam do ZOO
Lwy kładą się na plecach
Nie jestem Synem Bożym jak Nas
Tylko czemu gdy
Widzą mnie w klubie to pytają: "Jezu to ty?"
Ja jestem samcem alfa, ty jesteś samcem theta
Yyy sorry Tet
Dobra czas pomówić o konkretach
Wywalasz gały, gdy widzisz na osiedlu mnie
Jestem tak wspaniały że powinno
Być siedmiu mnie zakaz kąpieli w oceanie
Z tym się nie spieram
Panie Przemku wystarczy
Podpisano Nowy Orlean
Chcesz zwykłą bójkę, wolę styl Tarantino
Kiedy składam nową dwójkę
Nowe dwie osoby giną
Ciężko jest być chwalipiętą
To niektórych wali wiem to
Gdy zagram na ich sali i
Tak będą machali ręką
Po bitach już nie płynę tylko
Się pluskam z nudów
Wbiłem tyle szpilek że dorabiam
Na kursach voodoo
Dużo bluzgam więc się nie dziw
To i tak bez znaczenia
Już na pierwszej spowiedzi
Nie dostałem rozgrzeszenia
Trochę beczka gdy raperzy tu
Podchodzą zbić pionę
Zbijam ich w drugą stronę, moja plansza
Twój pionek
Moje ego jest tak wielkie aż mnie rozsadza
Chwilka
Musiałem znowu przez nie lecieć do kibla
Raperów wbijam na pale i wbijam na bale
Popijam browarem, omijam kabaret
Zawijam samarę i przy tym
Mi się odbija homarem
Mam ego Biggiego i Jay'a z pierwszych płyt
Pieprzyć wstyd daj mi jakiegoś dobrego DJ'a
Pokażę ci lepszy sznyt
A tak w ogóle to bez kitu, jestem przechujem
Producenci nie chcą słać mi bitów
Bo je morduję
Tak wyszło, że rym to coś, co mam w naturze
Nie zostałem pogodynką bo zawsze wróżę burzę
Jestem jak pilot bo chcę być
Na górze jak najdłużej jak bym spalił kilo i
Odbywał podróże na chmurze
Punche w tej grze to broń
Do chłopców mierzę z shotguna
Wybacz że rżę jak koń
Po prostu nie brak mi siana
Jeśli chcesz mnie kupić wiedz że
Nie szponcę za pieniądze
Jestem przy tym jak Putin
Rządzę nawet jak nie rządzę
Na rap zawsze gotowy, do rapu stworzony
To stwierdzone medycznie od
Wątroby do przepony pozdrawiam obrażonych
Stańcie w kolejce po bony
By nie było was już więcej
Mamy w gratisie kondomy
To nowa oferta, podana na werblach
Pchana w underground, grana na nerwach
By się rozeszła jak nowa legenda
Nagrana na pętlach dla chama i nerda
Dla nas to banał, pchamy to jednak
Gramy od rana, trafiamy do sedna
Mówią że dramat, jestem chwalipięta
Spuszczam ich w kanał i zamykam denka