Piekielny - Zapiski emeryta tekst piosenki (lyrics)
[Piekielny - Zapiski emeryta tekst piosenki lyrics]
Każdy bez królestwa
Nie wygnańcy, samozwańcy bardziej
To groteska ja jestem jednym z wielu w
Małej wiosce gdzieś przy drodze
Nie jestem żadnym wodzem
Tylko czasem zawodzę
Dlatego już nie wchodzę do
Rzeki wiecznie rwącej
I rzadziej zrywam kwiaty jeśli
Mają ostre kolce byłem zbyt elektryczny
Zawsze płynąłem z prądem
Powyciągałem wtyczki
Siedzę w ciemności z coltem
Za stary na rewoltę, ucichły we mnie głosy
Które krzyczały czego i jak mocno mają dosyć
Zrzuciłem balast gdzieś nad klifem
Z daleka od ludzi
Nie zapisałem adresu, by nigdy tam nie wrócić
I zdarza mi się pisać, czasem zwrotkę ogarnę
To dawało oddychać jakoś od maturalnej
Lecz dzisiaj mniej mnie słychać
Już zapomniały bloki
Rap nie jest już terapią
W końcu sam tu stawiam kroki
Nie pije prawie dziś
W domu raczej pusty stół jest
Wolę mieć dla kogo żyć niż
Mieć przez co umrzeć
A w domu mam ich trójkę
Życie szalone w chuj jest
Z pustej nicości wszedłem tam
By odbudować twój sen
Wolę moje nowe dziś, niż wczorajsze puść mnie
Mimo że się boje złych, ja ich w końcu uśpię
Mimo że nie mogłem wyjść
Z pewnych kręgów długo
A w niektórych dziś już tylko
O mnie brzydko mówią przez lata stałem się
Symbolem nieudanej walki nie tylko dla was
Sam dla siebie byłem raczej miałki
I tylko ja wiem ile Musiałem tu stoczyć bitew
By stanąć dziś przed lustrem nie
Chcąc by było rozbite
Bo jestem innym typem, na nic mi wasze brawa
Kolejne piętra piekła były dla
Mnie placem zabaw
Wiara uciekła gdzieś w popłochu
Już musiała dość mieć
Dobrze, że ktoś ją znalazł i
Przyniósł mi na WOŚPie
Ale wciąż umiem w rapy
Nie zważaj na absencję
Stary wyga młodym kotom mógłby
Wciąż dać lekcję
Stary wyga młodym kotom mógłby
Wciąż dać lekcję ale już mi się nie chce
Bawcie się i cieszcie z każdego dnia
Ja jak emeryt patrzę z boku i popijam tran
Na ciele blizny bo zła
Czasem nie mogłem zniszczyć
Pamiątki z bitwy, dobra
Nawet nie chce by znikły
МNa liście marzeń już nie ma
Złotych płyt i groupie
Chcę zbudować dom, rodzinę
Już nie jestem głupi
Znika zapach trupi, powietrze pachnie miętą
Stary Tomek by się upił, nowy machnie ręką
Coś ci opowiem
Skoro stoję w końcu przed tym majkiem
Zaraz zniknę znów na dłużej
Chyba że znów spadnę
Nie planuję nowych płyt
Nie planuję grać gdzieś
Więc jeśli Piekielny znikł
To go tam zostawcie
Miałem znów najgorszy rok
Fart mi podziękował
I nagrałem o tym sto numerów
Wszystkie schowam
Coś o ptakach w Czarnobylu rapowałem nawet
We wszystkich chodziło o to
Że przejebałem sprawę
I choć dziś patrzę inaczej
Bo nie szukam winnych
Bo przecież nie byłbym sobą
Gdybym był kimś innym
Bo życie jak pudełko czekoladek, to wspaniałe
Dobra, skoro już pośmiane, opowiadam dalej
Nie będzie już niczego w
Stylu Siadała w oknie
Bo nie ma już tamtego gościa to takie proste
Ja nie żałuję, więc ty też nie musisz
Módl się tylko, by nigdy nie wrócił
Wstaję przed siódmą, bo doceniam czas
Gdzieś mam ten urlop, muszę robić hajs
Wybija północ, to się mogę kłaść
Na szczęście już tego nie robię sam
Mama jest dumna ze mnie, ale numer
Nie sądziłem że to możliwe w ogóle
Lecz kiedy spojrzę w lustro widzę przecież
Że jestem dziś zupełnie innym człowiekiem
Walczę o swoje, nie próbuję uciec
I nie boję się powiedzieć komuś
Że mam w dupie
Mama przychodzi na spektakle i
Jest wiernym widzem
Ja robię wszystko by być świetnym synem
Żyję teatrem i rodziną
To drugie jest moją lecytyną
I dzięki temu to pierwsze idzie już nieźle
To musi się napędzać, by powstało szczęście
A koty niech się gonią
Psy niech szczekają dalej
Całe szczęście, że być taki nigdy nie umiałem
Ja po kilku latach znów wypełniam sale
A by to zrobić z nikim się tu nie szarpałem
Myślałem że nie dam rady i jestem skończony
W tym roku lecę w Bieszczady i do Barcelony
W następnym pewnie ogarnę tu w
Końcu coś na przyszłość
I powiem w końcu, że mi kurwa wyszło
A jeśli nie to pamiętaj o mnie
Jestem wysłannikiem prawdy i to tej istotnej
Jestem wiecznie na batalii o spokój i dobro
Jestem taki jak ty, podobno