PIH - Pyrex tekst piosenki (lyrics)
PIH [Adam Piechocki] Białystok, Polska
[PIH - Pyrex tekst piosenki lyrics]
Kiedy rozkładam swój teleskop na dachu
Tyle istnień na wyciągnięcie noża tak blisko
Pyrex!
Powierzchowność to tylko fragment sumy, maska
Pod naskórkiem ciemność
Po ponurej stronie życia z
Larwy transformacja trzeźwy nie dotykaj tego
Farba drukarska, czarniejsza niż czerń
Zapisuje dziś doczesność, amen
Jego duszy atrament przelewa się na ciebie
Toniesz pod tym ciężarem
Wkrada się przez okna, zagląda w cudze życie
W lunecie ciała krążą przed nim po orbicie
Patrzy na bezbronne, senne osiedle
Już nie tak niedostępne, zimne i obojętne
Wygląda jak robota sekty, psy gubią trop
Od lat zwodzi śledczych
Nie podnosi głosu, podnosi nogę, pogarda
Rzeźnik w mięsnym
Palnik, acetylen i dobry gry
Plan, przechodzi do rzeczy, nie zwleka
Już jako dziecko nie bał się krwi
To tylko sok z drugiego człowieka
Lęk gra na kręgosłupie
Jak na wiolonczeli strunie
Dekorator wnętrzności, mroku maruder
Ciało ćwiartuje, wrzuca do zsypu
Innym razem ran de vous w małym bagażniku
Z dachu przygląda się temu światu
Widzi tylko zwoje sinych flaków
Rynek emocjonalnego krachu
Słabych, nieudanych startupów
Jego świat w dziwnych jest przebarwieniach
Myśli czarne, czarne jak kreda
Tu uległa zawsze ulega
Mój słodki Jezu… Śmierć - kromka chleba
Jej martwe oczy patrzą na starty, lądowania
Pole, krzaki, dzielnica Okęcie
Siekierą rozrąbany, szalony uśmiech
Stołowym, tępym nożem gardło poderżnięte
Okrycie ze zwierząt łez - gronostaj
Jak szmata zwinięty w kostkach
W teatralnej pozie, bólem i cierpieniem
Wygięta, przerysowana postać
Wytrzymała z nim tylko dwie noce
A pragnął dać jej dożywocie
Wgryzł się w jej piersi, wypluł sutki
Zatłukł, tak jak małe dzieci zabijają mrówki
Jego bóg jest bardzo okrutny
Mój Bóg jest bardzo okrutny
Wrzątek z czajnika, padła jej
Psycha, ubaw po pachy, precz smutki
Wszedł w nią nożem, jak kochanek ogier
Jechał od dołu, w górę, autostopem
W jego twarzy dwie czarne dziury
W radiu "Skóra lgnie do skóry"
Rżnął jej tajemnicę suchą
Spowiadając się na martwe ucho
Jego chwiejna materia, koncepcje chore
Nigdy nie był amatorem
Z dachu przygląda się temu światu
Widzi tylko zwoje sinych flaków
Rynek emocjonalnego krachu
Słabych, nieudanych startupów
Jego świat w dziwnych jest przebarwieniach
Myśli czarne, czarne jak kreda
Tu uległa zawsze ulega
Mój słodki Jezu… Śmierć - kromka chleba
Kiedy przykrywa go czarna fala
Jest tylko narzędziem w rękach Pana
Tańczą cienie na ścianach
Życie wycofuje się oddechem z ciała
Kiedyś skryty, dziś głodny, płynie w nim zło
Grzech i krew drapieżnika
Zamyka oczy, przełyka
Idzie całą szerokością ulic chodnika
Z dachu przygląda się temu światu
Widzi tylko zwoje sinych flaków
Rynek emocjonalnego krachu
Słabych, nieudanych startupów
Jego świat w dziwnych jest przebarwieniach
Myśli czarne, czarne jak kreda
Tu uległa zawsze ulega
Mój słodki Jezu… Śmierć - kromka chleba