PIH - Ulice bez jutra tekst piosenki (lyrics)
PIH [Adam Piechocki] Białystok, Polska
[PIH - Ulice bez jutra tekst piosenki lyrics]
W bezruchu stoją podwórka
Na psy sprzedała cię jakaś cssss
Kolejny patrol, ulice bez jutra
Chociaż nie mieszkamy vis-a-vis
Drzwi w drzwi
Dziś, wiem, rzucasz im wyzwanie
Zabij lub daj żyć
Świat wyciera o ciebie brudne ręce
Czujesz, zbliża się najgorsze chociaż
Liczysz na najlepsze
Obłudne gęby z ekranów się uśmiechają
Twoje nerwy, one konta nie powiększają
Dzieci płacą za zbrodnie rodziców
Nie ma wiary
Tam gdzie nie ma dobrego uczynku bez kary
Owrzodzone blokami osiedla ulice
Gdzie masz siedem grzechów głównych
I ósme życie
Tu partia szachów, wychodzisz królem prosto
Stawiasz wszystko
Bo nie masz nic poza wolnością
Jesteś jak przypływ, zabierzesz zamek
Nie mów, jesteś tylko falą
Która kona na brzegu zrywasz siódmą pieczęć
Twój początek nieszczęść
Krew rozsadza serce, puls ci tętni w uszach
Po ulicy krąży pech spuszczony z łańcucha
Jak szczute zwierzę wpadasz w sidła, muka
Jesteś topielcem niesionym nurtem rzeki
Gdy zakładają ci na ręce bransoletki
Chciałbyś móc światu w twarz
Dmuchnąć ten puder
Ale chociaż jesteś ciałem to
Już nieobecny duchem
Ulica patrzy, czujesz wzrok, który cię śledzi
Nie kołysz łodzią na której siedzisz
Dziś okolica jest szczególnie smutna
W bezruchu stoją podwórka
Na psy sprzedała cię jakaś kurwa
Kolejny patrol, ulice bez jutra
Między blokami wiatr cicho jęczy
To echo czasów gdy byliśmy dziećmi
Tu kwiaty zła mają początek i koniec
Chwast nie zakwitnie na betonie
Jeden naród, dwóch różnych bogów
Przed sobą mamy przeszłość
Jutro spoczywa w pokoju
Piekło nie zamarznie, kiedy ty zamkniesz oczy
Tu nowobogaccy i nowo ubodzy
To nie zgrzyt noży, świst policyjnej kuli
To głos ludzi vox populi, kruszy mury
Z ojczyzny ruin, krainy beznadziei, kantów
Gdzie głosuje się nogami
Produkuje emigrantów
Nie odpędzisz czarnych myśli
Przedzierając dłonią czoło
Dziś pędzlujesz w Tesco mięso na zdrowy kolor
Nasi rodzice czy tego dla nas chcieli
Nałogowych graczy lotto bez
Szczęśliwej niedzieli
Być w służbie ojczyzny
Narzędziem w walce bez celu
By w końcu oślepnąć od światła w tunelu
Plastikowe czarne worki, bo życie to chwila
Idą na kraj i idą na Irak
Patrzysz na nas z pogardą, żer dla much
Na który czeka chłodny, prosektoryjny stół
To moje pokolenie pogrzebane za żywota
Które twarze rządzących wznosi
Tylko na banknotach
Moje pokolenie porzucone bez rady
Dziś płodzi zmarłych i rozdmuchuje nienawiść
Unikasz ludzi bez twarzy
Szarych przechodniów
Których zalewa krew siedem razy w tygodniu
Na naszych oczach polityka, zakłamanie
Odbywają rytuał, swój godowy taniec
Jak folią owijają kłamstwem każde podwórko
I okładają do śmierci ludzkie głowy gaz rurką
Ulice bez jutra, tu rosną zła kwiaty
Uczciwość i czystość, wstydliwe stygmaty
Stygmaty trądu jak bez pracy osiedla
To sprawa bezdenna, nie dotrzesz do sedna