Pork Pores Porkinson, Szad Akrobata - Odludzie tekst piosenki (lyrics)
[Pork Pores Porkinson, Szad Akrobata - Odludzie tekst piosenki lyrics]
Pomniki ze swoich wojen
Choć w niejednych plecach sztylet
Tkwi wbity po rękojeść
Wokół cumują co chwilę
Wspomnienia bliskie urojeń
Jak po atomowym grzybie zostają
Z nich tylko fobie
Nie ma świętych
Przyjaźń jak skręty się wypaliła
Resztki wiatr porwał na strzępy
I rozwiał po rewirach
Miłość i sentymenty przepadły jak Fukushima
Jak za dotknięciem ręki pod tąpnięciem satyra
Budują kolejne iglice chcąc dosięgnąć nieba
Jak płynne ludzkie ambicje co budują marzenia
Tu gdzie budują swe twierdze
Jebane zamki z piasku
I chowają w swoim sejfie
Szczęścia sztabki w skarbcu
Ludzie budują te mosty tylko po to
By je spalić jeden przeszedł zanim drugi po
Nim przeszła nienawiść
Ludzie kochają symbole
Liczne wiary transparenty
Więc stawiają synagogi, kościoły i minarety
Te apartamenty, piękne ogrody, ogrodzone domy
Wyrazem snobizmu czy pierdolonej fobii?
Te ich fundamenty i ich oblodzone trony
Najpierw zbudują to wszystko
Potem zniszczą - to algorytm
Widzisz do połowy pełne czy
Też od połowy puste?
Spójrz, pół szklanki cieczy
Przechylam do ust, ej
Biorę Twą iluzję, żeby pozostawić gruz z niej
Nim usnę w tym chujstwie dam
Ci coś na później
Po pierwsze samodestrukcja nieobca
Nam jest ludzka pasożytuje nam w mózgach nim
Załamie się konstrukcja
Pchamy się nad krawędź
Bo to ta ostatnia z krucjat
Choć znamy się na pamięć mistrz
Ginie od wiedzy ucznia
I ranią się, żeby kochać i kochają się
By ranić kłamią Cię
A te ich słowa to mordercy cienkich granic
Pozwolą Ci się wykrwawić
Chociaż sami źle wybrali
Człowiek ma cudze łzy za nic
Popatrz na nich w bieli cali
Martwe białe Bollywood wita Cię u swoich wrót
W nim armia wolnych sług
A przed nimi bosy Bóg
Słabi jak bezbronny płód wyjęty
Z płodowych wód akrobata - Człowiek Duch
Nabierz prawdy z moich słów
Ludzie budują świątynie
Pomniki ze swoich wojen
Choć w niejednych plecach sztylet
Tkwi wbity po rękojeść
Wokół cumują co chwilę
Wspomnienia bliskie urojeń
Jak po atomowym grzybie zostają
Z nich tylko fobie
Ludzie zbudowali miasta
Więc mam miejskie safari
Pod stopami asfalt, dalej wieżowce kandahary
Z oddali jak z porcelany
Choć z betonu i stali
Jak lśniące flagi majaczące jak
Proporce i sztandary
Beton zna wiele tajemnic
Więcej niż słońce Sahary
A w nim śpiące ludzkie dusze
Pełne obietnic i wiary
Błądzę w tej gorączce
Sunę budując swe ideały
Albo masz miliard w rozumie
Albo pięści ze stali
Ludzie budują swe związki, lecz nie po to
By się zdradzać lecz podobne to do klątwy
I silniejsze niż huragan
Ludzie budują swą przyjaźń
Przysięgając swe oddanie
Lecz czasem jak kły wampira
Wypijają krew i talent jak to jest powiedz
Że człowiek budując tak wiele
Urania tyle łez z powiek ognistym strumieniem
Jak to jest człowiek powiedz
Choć to nie spowiedź, może coś zmienię
W świecie gdzie więcej niż domy waży sumienie
Noce zamieniłem w dni, w dziwne sny
Gdzie jesteśmy wszyscy my
Ty i Ty, i Ty, i Ty, i ja i Wy
Krew i łzy, i wrze i skrzy
I nie możemy tu niczego pewni być
Dzieło nasze jak się skończy dla nas balans
Na krawędzi się okaże
Gdy te ołtarze wystawi czas na próbę
Przeobrażeń, poczują, że zaczęło szarzeć
To co się wzięło z marzeń
A niebo płacze nad ziemią czaszek
Miało być inaczej? Pozwól
Że ja Cię przeprowadzę
Przez chwały blask i cień porażek
Zostały blizny mi z mglistych dni
Które spisuję tu dla przyszłych
Żyć jak Eazy E, pij mi z krwi
Me liryki, me reportaże
Dla cywili tę grę skojarzeń
Definitywnie Cię osaczę
Nim oni zdepczą się nawzajem
Niech te linijki płyną do Was przebaczaniem
Ludzie budują świątynie
Pomniki ze swoich wojen
Choć w niejednych plecach sztylet
Tkwi wbity po rękojeść
Wokół cumują co chwilę
Wspomnienia bliskie urojeń
Jak po atomowym grzybie zostają
Z nich tylko fobie
Nie wierzę w te zastępy świętych
Jak w świetlne reklamy
Jak w ten sejm i w tych wielkich
Od wojen i w ich poddanych
Nie wierzę w te wszystkie gierki
I w te piękne ekrany jak w to
Że kiedyś w piekle się wszyscy spotkamy
Wierzę w siebie i w Ciebie, w nas
W muzykę i sztukę
Co niczym blask rozjaśnia mi dni te i smutek
W przeznaczenie wierzę
W pieprzoną karmę co wraca
W życie i w siłę co jak miłość przebacza
Tylko ja i mikrofon sam, skądinąd to znam
Pomimo to gram, pomimo to trwam sam jak palec