Pyskaty - Oszukać przeznaczenie tekst piosenki (lyrics)
[Pyskaty - Oszukać przeznaczenie tekst piosenki lyrics]
Raj to klub z selekcją
Święty Piotr zawrócił ją na bramce
Widzi to w snach, klatka po klatce
Zapomnieć ciężko
Czasem bezsenność to błogosławieństwo
Zresztą może tego Bóg chce?
Myślała pijąc siódmą kawę
Nie lubiła topić smutków w wódce
Wiedziała, że tym razem
Efekt przyjdzie wkrótce
A kofeina w walce z Morfeuszem da jej sukces
Dziś wyszła z pracy później
Miała trochę czasu gdy zobaczyła go jak stał
Po drugiej stronie pasów
Wiesz jak jest, starczy jedno spojrzenie
Jej wystarczył jeden gest, a już wiedziała
Że on jest jej przeznaczeniem
Chyba czuł to też
Na czerwonym zaczął iść w przód
Wyszła by mu na przeciw
Gdyby strach nie spętał jej nóg
On szedł i patrzył na nią
Jakby mówił "Znasz mnie jak z nut"
I wtedy jakiś wóz strzaskał
Jego czaszkę o bruk
Nigdy nie lubił jeździć metrem
Te oczy mętne ludzi, wbite w niego jakby się
Urodził z jakimś piętnem
W mieście, gdzie wszyscy gonią owczym pędem
On czuł się jak intruz
Chciał iść przez życie własnym tempem
Jedno jest pewne
Zegar na stacji wybił siódmą
To już kolejny raz jak spóźni się do pracy
Trudno
I tak wypraw z Ursynowa na Bródno miał dość
Plus półtora kafla brutto po
Studiach to żaden sos
Nagle jakiś głos z głośnika poprosił o spokój
"Mamy niewielką awarię
Naprawa jest już w toku"
On stracił cierpliwość
Dość już miał tego tłoku
Wolał autobus nawet gdyby miał stać w korku
Nazajutrz jak codziennie robił przegląd pracy
Tragedia w metrze
Uszkodzony pociąg wypadł z trasy
Wtedy pierwszy raz poczuł jakby
Uciekł z trumny
Tytuł brzmiał: "Sześć ofiar"
On miał być siódmy
Patrząc w małe okno ścięte lekki mrozem
Wspomniała czas
Gdy robiła sobie bransoletki nożem
Boże, proszę nie każ mi tak skończyć
To jak uciec śmierci
A potem wysłać za nią list gończy
Patrzyła na niego jak sączył gin z colą
Minął siódmy miesiąc ich związku
Jak zaczął pić sporo
Wolała to niż żyć solo i gnić
Skoro życie to dziwka to
Celibat musiał być zmorą
Pierwszy wstrząs nadszedł
Gdy zamawiał siódmy raz to samo
Ktoś prosi Boga na głos
By wrócić do domu na noc
Stewardessa szepnęła
(Mamo) nim stanęło jej serce
A kapitan wciąż powtarzał
Że to zwykłe turbulencje
Nim kadłub pękł na pół
Jak arbuz ukazując wnętrze
Pomyślała, że nie znali się nim
Wpadli w śmierci ręce
On nie pytał skąd te blizny
Czemu jej zasłania swetrem
A ona czemu on nigdy
Nie chciał jeździć metrem