Quebonafide - Bollywood tekst piosenki (lyrics)
[Quebonafide - Bollywood tekst piosenki lyrics]
I sztuki na obcasach, fury, ciuchy i hazard
Bo to, co nas podnieca
To czasem też jest seks
Mi casa es su casa, będę bawił się jak szejk
Z banknotu szczerzy się Mahatma Gandhi
Wychodzę z kantoru składając te
Pliki jak sandwich te pliki to okoliczność
To powtarzam jak mantrę
Więc jak chcesz mi coś
Wytknąć, spytaj bliskich, czy kłamię
To dla wszystkich
Którzy chcą zmienić życie na lepsze
Ja próbowałem miliard razy, ale bezskutecznie
Dziś nie opowiem ci
Co kupię za zgniecione rupie
Mówić, ile zarabiam na minutę miałem tupet
A karma wraca
Od tej forsy znów się czuję biednie
Jaka praca taka płaca, spójrz
Jak życie pluje w gębę
Snuję się po slumsach
Spędzę tutaj jeszcze noc i będę
Traktował to, co mam jak przekleństwo
(jestem w obłędzie)
Wszędzie widzę te buty z azjatyckich fabryk
Sam nie wiem: czy ja w
Ogóle jeszcze walczę o coś?
Chcę święty spokój, a tu ból jak diabli
Więc powiedz mi, co powinienem zrobić, kurwa
Może chodzić boso?
Wszędzie widzę zmęczone twarze
Opuchnięte ręce
Patrzę na ludzi i zastygam jak posąg
Myśląc o tym
Czym tak naprawdę jest dla nas szczęście
Po drugiej stronie Bollywood
Gra wesoły refren
Gdzie te uśmiechy jak z Bollywood?
I dlaczego tutaj nikt nie tańczy?
Jeżeli życie cię boli, cóż
Popatrz z góry w kolorowe Nike'i
Dookoła tyle świętych krów
A na ulicach ten los się pastwi
Witaj w krainie tysiąca bóstw
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Z banknotu szczerzy się Mahatma Gandhi
Obok żebrak przy luksusowym Audi
Prosi o darki niektórzy mówią tu
Że radość wrogów to twój smutek
Słyszałem wielu bogów
Według Wisznu nie jest super
Śmierci z głodu jak za karę pod Nowym Delhi
Na każdym rogu
Nie przyleciałem tu robić selfie
Zmieniłbym modus
Bo to to jest prawdziwy meksyk
Człowiek wolny jak ptak krąży
(bo ludzie to sępy)
Żaden szacunek, żaden uśmiech, żadna nagroda
Wokół mnie postacie chudsze niż
Na okładkach Vogue'a
Proszą o jeden kęs jak o jedną dobę dłużej
Dziecko mnie ciągnie za bluzę:
"Pan jest aniołem stróżem?"
Nie! Jestem tchórzem, który się bał pomocy
A dziś takim jak ty nie
Potrafię patrzeć w oczy
Bo tutaj oczy tylko proszą, a ciało błaga
A mi wstyd przed sobą, że czasem nie dojadam
I wstyd
Że mówię "raper" gdy te cioty palą banknoty
Kobiety patrzą tu
Jakbyśmy mieli rzucać klejnoty do stóp
Jak Aiszy, ona się boso modli do niebios
Odziana w kaszmir
Nocą ktoś ją zgwałcił jak przedmiot graj
Gdzie te uśmiechy jak z Bollywood?
I dlaczego tutaj nikt nie tańczy?
Jeżeli życie cię boli, cóż
Popatrz z góry w kolorowe Nike'i
Dookoła tyle świętych krów
A na ulicach ten los się pastwi
Witaj w krainie tysiąca bóstw
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Gdzie znów dla kogoś boga nie wystarczy
Żując paan patrzę na brudny banknot
Znowu jedziemy taksą tysiąc myśli na minutę
Wszystkie zagłusza klakson (klakson)
W powietrzu jaśmin, kadzidła cudownej woni
Hare Kryszna, nie noszę ciuchów moro
Nie mam broni w dłoni
Z banknotu szczerzy się Mahatma Gandhi
A każdy walczy jak popierdolony, pomyśl:
Co godzinę w sercu Indii ktoś pada trupem
A co sekundę damy z bindi padają łupem
Nie trzeba znać hindi, żeby rozumieć smutek
Mówić, ile zarabiam na minutę miałem tupet
(wiele klaksonów i strzał)