Skor, Rover, Buka - Upadam tekst piosenki (lyrics)
[Skor, Rover, Buka - Upadam tekst piosenki lyrics]
Mogę to wyryć na pętli twym sercem
Przybliżyć mniej więcej mej
Reminiscencji powieści nieczęste
Więcej, polej mi klinu, udławimy nieszczęście
Tu nie ma winy, choć przelałem jej czerwień
Chodź upijmy się tępym dźwiękiem
Dopija się szpecylny
Włożyłaś sukienkę w perły
Owijasz ją czernią, twoja szminka zostawiła
Puste miejsce na zewnątrz, w środku
Moja miła zawsze byłem pełny
Jak moja miłość do tych
Wersów, gdy zwątpiłaś, niech ateizm
Gdy przydrożny odszedł Jezus
Może dotrze i do Niebios
Wierz mi, zresztą, to tylko szepty
Jej odbija echo nie chcę pamiętać co było
Postaw kolejną i niech spłyną
Gardłem żale i łzy, w upale szaleństw
Razem dziś ja i Ty wokół nas fale
Tak bardzo w szale i nie mogąc pomóc
Tobie tonąc
Wiem doskonale ile kosztuje samotność wybacz
Znów, znów tylko w dół, w dół
Tuląc mróz tu resztkami tchu
Uderzamy w grunt naszych uczuć gradem
Karmieni przez ból, skazani na upadek
Nie da ci siły ból
Który masz gdzieś w sobie synek
Kiedy odchodzą, jebać je jak pech w kasynie
Niech mnie nie trzyma grunt
Gdy spadnę z hukiem, z gradem igieł
Nawet ze skórą oderwę uczuć zmarzlinę
Niech mi ziemia twardą będzie
Grunt że się odbiję
Tnąc kapitułę nieba, aż spadną gwiazdy
Ojciec zawsze mówił: "Jesteś tu na chwilę
I wracasz na K pax podziwiać gwiazdy"
Żadnej z nich nie dam satysfakcji na to
Żeby trwała we mnie zawieszona w
Czasie jak "Post Mortem"
Czarno-biały sztych, na nim uczuć patos
I serce
Które życie otwiera kluczem od konserw
Kłamstwo krwi, wobec tych, co piją za to
Łgają z tygodnie na tratwie
Zeszła z sercem w słonej wodzie
Jesteś z tych co lecą w dół
Jak japończyk na Pearl Harbor
By za szczerą miłość oddać
Życie strawione przez ogień
Znów, znów tylko w dół, w dół
Tuląc mróz tu resztkami tchu
Uderzamy w grunt naszych uczuć gradem
Karmieni przez ból, skazani na upadek
Mieliśmy namalować sobie świat od nowa
Na życia płótnie, gdzieś kłótnie pochować
Wciąż próbować uchować przed smutkiem
To co przez wódkę
Wciąż wpadało w studnię bez dna
Kurwa, nie chciałem przegrać, przestań
Sama mnie pchałaś w ten bezmiar
To kres nasz, a nie przeznaczenie
Upadam jak sens w nas, jak krew na scenie
Żegnaj! Dobrze wiesz jak to rani
Cały ten hardcore w bani
Dałem taktom do granic
My tacy sami, jak wczoraj, jak jutro
I pora już usnąć, mówi się trudno
Bo późno już, a łzy się cisną do oczu
Więc upadam jak one, abyś mogła to poczuć
A cisza wokół jak pieprzony knebel
Stawia mnie na uboczu, bym upadał dla Ciebie
Znów, znów tylko w dół, w dół
Tuląc mróz tu resztkami tchu
Uderzamy w grunt naszych uczuć gradem
Karmieni przez ból, skazani na upadek