Syndykat, Ewa, Dobo ZDR - Niedoceniona pomoc tekst piosenki (lyrics)
[Syndykat, Ewa, Dobo ZDR - Niedoceniona pomoc tekst piosenki lyrics]
Nie doceni ten, który pomocy odmawia
Wiesz, co jest najgorsze? Gdy ktoś
Ma to w nosie ile razy miałeś problem
Byłem obok i pomogłem
To przeczucie, nie zawiodę, pomóż bracie
Też pomogę
Rękę myje ręka, to pomoc w istocie
W złocie czy w ubóstwie, niezmienna postawa
Zimną wodą chluśnie, ale utrzyma nas nadal
Wiem, co to żal wobec niedoceny
Wiem, czym jest strach wobec sił niewiernych
Nieba byś uchylił, oparcie na sto procent
W zamian tylko rycie
Że aż wdupca cię w podłogę
Jak mogę dalеj wierzyć, skoro bardzo zabolało
Jak mogę się z tym zmierzyć
Gdy za dużo powiedziano
Czy gdybyś cofnął czas
To inaczеj byś postąpił?
Wątpię, nauczony pomocy nie skąpić
Czasem mam wrażenie, że zakłamana prawda
Serce się kraja, ciężko wydobyć coś z gardła
Świadomość tak silna
Że nie da spać po nocach
Ziomal, jak mogłeś wobec mnie
Się tak zachować?
Razem się trzymamy, gramy do tej samej bramki
Się nie unikamy, mamy te same zajawki
Z czasem jednak w którymś z nas coś pęka
Z byle powodu rozwidla się ścieżka
Aż łamie się głos i włos na głowie się jeży
Wiedząc ile razem tak naprawdę żeśmy przeszli
Ciężko dźwigać nie swój ciężar, lecz pomagać
Gorzej jak to w drugą stronę nie siada
Ciężki temat pisać o takich rzeczach
Bo gdy dotyka ciebie i bliskiego ci człowieka
Uczymy się całe życie, często dostając kopa
Szkoda, że od kogoś, kogo żeś potrzebował
Flaki se wypruwa, związać koniec z końcem
Łapie to i tamto, delektuje się słońcem
Miałeś podane na tacy, a nadal nie docenia
Dość wyzysku, dość nic nie robienia
Dość człowieku, obiboku
Trwać nie będzie wiecznie
Nie podbijaj, nie proś, spokojnie proszę
Grzecznie
Życzę szczęście wam serdecznie, zasługujesz
Dostanie
Pomóż ostatni raz, bełkotanie, żebranie
Pomóż draniu serdeczny
Przecież mu nie odmówi
Skurwysyn bez wstydu w kłamstwach się gubi
Co więcej powiedz mordo
Dałem rękę a nie brzytwę
Nic więcej nie zostało jak zmówić modlitwę
Boże w trójcy prawdziwy, grzesznikom złamany
Jeszcze więcej byś chciał, nadal niedoceniany
Co więcej mógłbym dać, chuj
Nie kopsnę niczego bez litości dla każdego
Już za długo w obieg
Jednym ruchem kreślę kontur wsłuchaj się
Jak postawiłem każdy defekt twój do pionu
Przygarnąłem cię pod skrzydło
Napoiłem w czasie suszy
Wydoiłeś całą kieszeń jak wycieczkę
W all inclusive
Podziękujesz? Prędzej zdechnę
Mój fałszywy przyjacielu
Znanych haseł, jak mam przetrwać na bezdechu
Tworzysz garb na moich plecach
Lejesz kwas na własnych flotach
Znieważyłeś moją ksywę
Teraz chłostam w tych wywodach
Mocne słowa, choć na rauszu
Zostawiają pewien niesmak
Mam tłumaczyć jak zachować się, odkręcić
A w nim nie
Limit wygasł, znamy wynik, istny przestrzał
Boś zawinił gdyby nie ja
Dawno temu leżałbyś w kostnicy siny
Kto wybacza konfidentom
Wdycha wyziew fatalizmu gardzę tobą
Poniewieram jak Spartanin Persem w "300"
Mało tego ten twój mentor
Bije piątkę wszystkim mentom
Intuicja nie zawiodła
Sprzedał godność decydentom
Uno momento, naraziłeś się pazero
Przywłaszczyłeś moją własność, oddasz
W zębach, mam tą pewność
Nie zależy mi na sianie
Głównie liczy się sam fakt
Powiedziałeś, że finalnie załatwimy tak i tak
Teraz jak mam ci zaufać
Kiedy robisz z gęby dupę
Wolę hurtem odpulować
Zanim pójdzie z wyrzutem
Ile razy w życiu się zawiodłeś, rozczarowanie
Przeżyłeś, komuś pomogłeś, miał wyjebane
Nie każdy docenia pomoc, nie każdy umie
Odwdzięczyć się kiedy trzeba, ja nie pojmuję
Jak można być takich chujem, czasem tak bywa
Że pomoc nic nie kosztuje, a nie napływa
Nie raz mu pomagałeś, on obiecywał
Że możesz na niego liczyć i głupa zgrywał
Jak ty go potrzebowałeś, milczał telefon
Numer nie odpowiadał, w słuchawce echo
Kiedyś byś poszedł w ogień
Za nim bez myślenia
On nie wie, co to jest wdzięczność
Nie docenia
Trzeba nie mieć sumienia, być egoistą
Wyrachowanym, zimnym jak lodowisko
Ja tam doceniam wszystko, najmniejszą pomoc
Odwdzięczę się kiedyś, bo tak mnie nauczono