TPS, DCrew - Uwolnij mnie tekst piosenki (lyrics)
[TPS, DCrew - Uwolnij mnie tekst piosenki lyrics]
Uwolnij mnie, chcę jak ptak wolny latać
Uwolnij mnie, wskaż gdzie jest niebo
Uwolnij mnie, chodź też tam ze mną
Dokąd biec pytał się
Chciał za siebie nie oglądać
W końcu przywykł tutaj do tego, że to Polska
Inaczej wyglądało za dzieciaka w
Szkole z książek nie o to walczyli
Przewracają gdzieś się w grobie
Z boku patrzył, słuchał
Że nie da się legalnie
Że ten co się dorobił to
Na vacie kręcił ładnie
Przełożenie, hajs na łapie
Wie jak to się kręci
Koniec roku, statystyki, wykrywalność
Konfidenci dzięki Bogu
Kary śmierci nie ma już w tym kraju
Bo ktoś wskazał palcem i sąd
W karę zmienił zarzut
Dzwoni czy odwiedza go koleżka
Jeden z drugim
U nas, za granicą inne życie, a tu nudy
Ludzie mają długi, jak szeroka cała ziemia
Większość zbudowane na kredytach, marzenia
Co masz, to doceniaj, bo może być tu gorzej
A może będzie lepiej
Z czasem sam się dowiesz
Jedni działkują koryto
Innym właśnie się ucięło
Tak se myślę o tym kraju, kiedy idę spać
Gdzieś obok tego zgiełku my
Tworzymy swoje dzieło
Opisujemy świat, trzymaj nowy track
Wciąż bez odpowiedzi pytań stos
Płonie w głębi nas
Między sercem, a rozumem w nas, wiem
Że też tak masz
Ciężko znaleźć swoje miejsce tu
W głowie tyle pytań
Jak za średnią pensję wyżyć plus
Odłożyć i nie wydać każdą sytuację chwytasz
By scalić te dwa końce
Bardzo dobrze, tak trzeba działać
Przecież żyjesz w Polsce
Mały procent ma się dobrze na tym łez padole
Ci bezduszni jak golem wciąż
Tkwią w błędnym kole
Ze spokojem przemierzam swój szlak
Gdzieś pomiędzy jak się wkurwię, wtedy
Zwalniam, skręcam, palę, piszę wersy
Nie wiem kiedy to się skończy
Wiem kiedy się zaczęło uwolnij mnie
Wskaż niebo i chodź też tam ze mną
Uwolnij mnie, zamiast nogę podstawiać
Uwolnij mnie, chcę jak ptak wolny latać
Uwolnij mnie, wskaż gdzie jest niebo
Uwolnij mnie, chodź też tam ze mną
Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty czwarty
Jak książka Orwella, historia się otwiera
Jest moja wolna Polska
Marzy wtedy o camperach
A trzy dekady później te marzenia coś odbiera
Ludzie jak produkty
Jak kukły w drogich ciuchach
Miewają dwie twarze
Tą prawdziwą i z Facebooka
Pierwsza siedzi smutna i nie wie czego szuka
Druga uśmiechnięta, usiadła by na kciuka
U mnie pęka sztuka na Grzesiuka okładce
Po drodze mijam ptaki, co odleciały w klatce
Postałbym chłopaki, ale czas na separację
Wkurwienie odczuwam, determinację jak Szuwar
Mam narrację
Lecz zbytnio w to wszystko się nie wczuwam
Choć czasem wciskam spację
Później to wypluwam
Kartka jak sztaluga, wokół setka myśli fruwa
Maluję w głowie obraz
Bujam się jak Roots Manuva
Nie obrastam w pióra, bo ktoś może je oskubać
Życie jest jak lot Ikara, ważna wiara
Że się uda
O swą niezależność walczę
Daj mi siłę ponad wszystko
Proszę cię Boże, zobacz, tu nie jestem sam
Chciałbym im ofiarować tak po
Prostu godną przyszłość
Czasem brakuje sił, by wykonać ten plan
Nie wiem sam
Gdy się gubię pośród nocnych lamp
Setki kilometrów gnam gdzie dają więcej
W świecie zależnym, a przecież tego nie chcę
Być tak daleko, w domu zostawiłem serce
Strefa komfortu, no jest, ale oddzielnie
Uwięził mnie świat
Gdzie ma wszystko swoją cenę
Może to z zewnątrz wydaje się piękne
Ale tam, w środku siebie jest jak więzienie
Proszę ja ciebie, choć naprawdę mówię sobie
Gdy budzę się rano, ciężar powiek zrzucam
Piszę tak dalej swoją odpowiedź
Co ma mnie uwolnić rozwiązania szukam
Uwolnij mnie, zamiast nogę podstawiać
Uwolnij mnie, chcę jak ptak wolny latać
Uwolnij mnie, wskaż gdzie jest niebo
Uwolnij mnie, chodź też tam ze mną