Hipocentrum, Asteya Dec - Grawitacja tekst piosenki (lyrics)
[Hipocentrum, Asteya Dec - Grawitacja tekst piosenki lyrics]
Tylko niektóre stają się pasmem sukcesów
I pchają w górę
Ja nie znam nazw tych procesów
W ogóle, a rozpalają blask w nas, ile słów
Nie powiem i ile hajsu nie zrobię
Wciąż mam w sobie fobie i sam w głowie robię
Film, w którym człowiek bardzo
Pragnie być Bogiem
Nim spocznie w grobie i nie dowie się, że dni
Mają swój ciężar i trzeba wiele sił
By pokonać grawitację, by lecieć kilka chwil
Czy choroby, czy wypadek, czy demony w głowie
Będąc zdrowym
Nie wiesz nawet jakie stwory w Tobie
Chcą, byś leciał na dno
Prosto dzieciak w bagno
Mają Cię za śmiecia dawno i chcą
Byś nie ogarnął
Nic, więc jak chcesz latać, celuj w Księżyc
Tam chodzi się łatwiej, wiedz
Że musisz zwyciężyć
Ej, podnieś głowę do góry, przestań marudzić
Ziomek, wiedz
Że ma na ziemi tylko tu tych paru ludzi
Gdy jesteśmy razem, los oprowadza po niebie
I tylko Twój smutek
I znowu tu sprowadza na ziemię
Tych, co rzucają takie wersy, to nie ma widzę
Kocham swoje mordy, no a reszty to nienawidzę
Znamy się lata i mnie nie wjebią na minę
Znak, że skumają brata, kiedy
Sobie to nawinę, tak
A moja druga grawitacja to jest muzyka
Dzięki niej ustała palpitacja choć zegar tyka
Tik tak i tak ciągle słyszę dotykanie
Lecz się czuję nietykalny
Gdy Cię dotyka zdanie nie chowam pióra
Bo obrastają te słowa w piórach
Stąpam twardo po ziemi
Pomimo że głowa w chmurach
Jak dziś podbiję ten świat
Jak w Keine Rezepture
Już się odbiłem od dna i teraz lecę w górę
Chcę się do góry piąć
Coś mnie wciąż ściąga na ziemię
W dół lecę, w dół gdzieś w dół lecę
Znoszę na chmury wzrok
Los mną wciąż miota na glebę
W dół lecę, w dół gdzieś
W dół lecę, w dół gdzieś
Jestem z tych
Co od zawsze nieco z głową w chmurach
Chcę czegoś więcej niż przyziemne
Dom i spoko fura
Jestem z tych, co myślą, że więcej niż mogą
Mogą wskórać wpatrzeni w siebie
Choćby świat w około tonął w bólach
Od zawsze gadam wczute rzeczy jak powyżej
Że nawet jak jest źle
To będzie dobrze - tak to idzie
A potem znów odżywam tu sobotę jak co tydzień
Ciężko bez roboty
Choć najbliższą przyszłość jasno widzieć
Wyobraźnia to mój arcywróg i wielki atut
Bo nie wystarczy tylko marzyć
Tu i chcieć wiwatu
Licząc, że się przydarzy cud
Jakoś tak dzięki światu
I cały trud załatwi mój rzekomo lepszy status
Zatracić można się w pogoni po zyski
Ale czym są nasze plany
Gdy odchodzi ktoś bliski
Gdzie jest Bóg? Człowiek strzela
Więc kto nosi pociski?
Mamy wielkie marzenia
Coś trzeba włożyć do miski też
Pamiętam, jakby to wczoraj było
Zacząłem nawijać i to się stało dopaminą
I z każdą nową chwilą nowe
Wersy jak woda płyną i czuję jakbym latał
Parę osób mnie zobaczyło
Ambicja mnie zjadła
Była dla mnie jak chora miłość
I zamuliłem ciężkie jakbym spalił
Sam ponad kilo pytałeś, kiedy płyta
Ja się chciałem od kopa zwinąć
I przepraszam Cię za to
Zawsze chciałem Ci to nawinąć
Potem przejść na zmarnowane
W głowie miałem tylko chlanie
Blokada i wszystko stanie
Czy tylko przyciąganie
Szczęście miałem blisko, a nie
Miałem straszne chwile w głowie
Dzięki, jeśli wierzysz we mnie
Bo nie zasłużyłem sobie
Mam marzenia gdzieś wysoko i
Trupy głęboko w szafie
Możesz mówić, że się wczuwam, to jedyne
Co potrafię
Teraz czuję się się najlepiej, si
Pogramy znów tu dalej
Zrobię wszystko, by nie mówić
Że nigdy nie spróbowałem
Chcę się do góry piąć
Coś mnie wciąż ściąga na ziemię
W dół lecę, w dół gdzieś w dół lecę
Znoszę na chmury wzrok
Los mną wciąż miota na glebę
W dół lecę, w dół gdzieś
W dół lecę, w dół gdzieś