JETLAGZ, PRO8L3M - Mieć i nie mieć tekst piosenki (lyrics)
PRO8L3M [MC Oskar & DJ STEEZ83]
[JETLAGZ, PRO8L3M - Mieć i nie mieć tekst piosenki lyrics]
Wyciszam alerty, messenger i bluetooth
Gdy ścigam momenty, to śmigam bez butów
Zażywam energii, żeby dać jej upust
Wyjmę se kwotę nim zapomnę pin
I ją potem utopię gdzieś w zatoce świń
Hotel, check, chek-out, by demony zabić
A szofer już czeka w swym czerwonym Cadi
Idziemy bawić na uliczną ucztę
A inne sprawy to już tylko pojutrze
W drodze po uśmiech nie w drodze po sukces
Mogę nie dbać o budżet i chodzę w podróbce
Królowe nocy i królowie życia
Wciąż pozdrawiają mnie i nie zadają pytań
Mi też ich brak i niech tak zostanie
Póki nie przywita nas nowy złoty poranek
Zostawiam chałupę, wsiadam na kuter
I wypływam w morze jak Ernest
Wyprawa za łupem, nie zważam na skutek
Nie wrócę przed zmrokiem zapewne
I chociaż dziś mam kwit
Zaraz szybko się pozbędę, ej
I choćbym jutro nie miał nic
Zawszę podzielę się procentem (procentem)
Miałem z życiem zrobić coś
Zrobiłem prawie błąd
Nagle patrzę a tam font, na ścianie don't
Ona była stąd, włosy prawie blond
Odcięło mi nagle prąd więc wołam Almendron
Rajdem w zastawie, ty daj na mnie nawiew
Driver to Javier, ja na niej ona na mnie
Ja z nią na kanapie, ona na łbie w Panamie
Mam ją w wannie, fajne włosy
Ona "Mam je po mamie"
Choć rozumiem ją ledwo bo to to to dialekt
To spiąłem się z nią lekko, więc się oddalę
Problemy to chmury więc się opalę
Co co co ja chciałem, mordo balet
Nad calle Trocadero słońce lśni
Idę krokiem salsy, bokiem w drift
Te drinki są wytrawne, czy może są sweet
Zapijam je sokiem, bo jestem trochę fit
Zostawiam chałupę, wsiadam na kuter
I wypływam w morze jak Ernest
Wyprawa za łupem, nie zważam na skutek
Nie wrócę przed zmrokiem zapewne
I chociaż dziś mam kwit
Zaraz szybko się pozbędę, ej
I choć bym jutro nie miał nic
Zawszę podzielę się procentem (procentem)
Nie chce mi się siedzieć w domu
Ani biegać za flotą
A w telefonie tryb samolot
Czasem cykne nim foto i zanim wyjdę to wezmę
Z szuflady łatwe dolary a kiedy idę to widzę
Tu wszędzie martwe zegary
A może to jest Warszawa, może Miami, Hawana
Każdy powtarza od rana magiczne słowo mañana
Słońce parzy jak kawa
Powietrze płonie w tym mieście
Cień powoli się skrada
Zaraz pochłonie to miejsce
I nagle spotykam ciebie stojącą
Na pustym placu
Ostatni raz cię widziałem wtedy
Po kłótni na kacu a teraz znowu cię widzę
Nie nazwę tego loquito
Chociaż chodzimy bez celu
To nie idziemy donikąd
A na mieście znów jest sztorm
I płyniemy złotą nocą
I nie znamy słowa stop, ratunkowe koła topiąc
A nad nami gwiazd jest milion i
Za chwilę spadną na nas
Cały świat jest pantomimą
Znów mnie budzi światło z rana
Zostawiam chałupę, wsiadam na kuter
I wypływam w morze jak Ernest
Wyprawa za łupem, nie zważam na skutek
Nie wrócę przed zmrokiem zapewne
I chociaż dziś mam kwit
Zaraz szybko się pozbędę, ej
I choć bym jutro nie miał nic
Zawszę podzielę się procentem (procentem)