Kali - Tchnienie (Visuddha) tekst piosenki (lyrics)

Kali [Marcin Kamil Gutkowski]

[Kali - Tchnienie Visuddha tekst piosenki lyrics]

Ślepy, niemy i głuchy
Zamknięty na cztery spusty
Tak dawno przyrosłeś do sofy
Bezczynność usypia cię jak psychotropy
Ach te rozstania, powroty
Kobiety to same kłopoty
Jak one znów śnisz o mamonie
Ale to nie iluzja jak bandera floty
No co ty
Królu złoty? Chciałbyś być numerem jeden
Ale leniwie sięgasz do aszki z
Ledwo palącym się malutkim skrętem
Zerkasz spod byka na metę
Choć łatwiej by nazwać ją chlewem
Powiedz kiedy wreszcie postawisz do
Pionu swoje życie
Oczarujesz i zabłyśniesz talentem?
Daj ten blask, pokaż co potrafisz
Zaciśnij pięść, stań do walki
Z samym sobą, z tym leniem
Co od lat w tobie zalega


Pokonywanie słabości leży w tobie
Nie ma przebacz
Nie marnuj szans, życie szybko mija
Żaden hajs nie da ci spełnienia
Dopóki nie wypłynie wielkich talentów
Bala to będziesz plątać
Się bez celu jak na polach babie lato
Strach przed porażką niszczy marzenia
Nie pozwól by zastąpiły je uzależnienia
To ludzka rzecz upaść
To ludzka rzecz przegrać
Sztuką się podnieść i zacząć od zera
Mówisz, że nie ma tu dla ciebie miejsca
Unieś się w przestrzeń
Nie bój się szaleństwa
To co przeciętne, zachodu nie warte
Dalej Picasso, czekam na twoje prace

Pora byś zrozumiał mnie
Stworzył własną legendę
Bo siła drzemie w nas, ukryty blask
Pokaż mi pełnie siebie
Wypełnij pustą przestrzeń
To już najwyższy czas, nie marnuj szans
Poszybuj w eter na falach
Pęknie każda blokada
Gdy samoekspresji Twej dasz upust
Już przeważyła się szala
Dosyć próżnego czekania i liczenia na cud

Nieba błękit jak płótno czyste
Wyleje na nie myśli jak
"Słoneczniki" Van Gogh
Zacinam słowa, choć tak gładko
Myślę, statek po Wiśle, na pętlach paradoks
Te głowy ścisłe mówią żem głupi
Bo liczę na ludzi nie dutki do kupy
Humaniści strofują za błędy
Choć każda liryka i tak jest do dupy
Czuję się mały, niepewny, zaszczuty
A za mną tysiące, tak głodne ich uszy
Znów suszy mi gardło apatia
Nie działa aparat, ta kadrów na pęczki
Na klęczki padam nie pierwszy raz
Lęk we krwi blokuje przepływ szans
To nie czas bym grzebał się żywym
Ale wstał udowodnić wartość mej ksywy
Krzywe kursywy błądzą na loopach
Ej jak być najlepszym, bogatym na dupach
Do celu po trupach, gdy morał
Podupadł, ja widzę jak lupa
Ich kroki nie dwutakt
Puk puk, pukam, do jaźni docieram
A błazny chcą tylko mieć buty jumpmana
Pożera ich buta, stylówa na lumpa
Brak uczuć plastik wstecznie pobieram
Co za maniera, by wmawiać maniurom
Że gorsze od zera, nazywać je suką
A bajtlom na dzielni wałkować non
Toper, że muszą być dzielni
Obwiesić się złotem
Od kiedy nasz rap stał się bełkotem, myślą
Że kotem te młode jelenie
Gdy uschły korzenie i dobre intencje
Ja wydaje najczystsze tchnienie

Pora byś zrozumiał mnie
Stworzył własną legendę
Bo siła drzemie w nas, ukryty blask
Pokaż mi pełnię siebie
Wypełnij pustą przestrzeń
To już najwyższy czas, nie marnuj szans
Poszybuj w eter na falach
Pęknie każda blokada
Gdy samoekspresji Twej dasz upust
Już przeważyła się szala
Dosyć próżnego czekania, i liczenia na cud

Interpretacja dla


Dodaj interpretację

A B C D E F G H I J K L M N O P Q R S T U V W X Y Z #
Interpretować