PIH, Chada - Puszka Pandory tekst piosenki (lyrics)
PIH [Adam Piechocki] Białystok, Polska
[PIH, Chada - Puszka Pandory tekst piosenki lyrics]
Klęczysz liczysz na moje błędy
Ostatni będą dziś pierwsi, to czas potęgi
Historię piszą zwycięzcy, arrivederci
Gdybym bezkarnie mógł, to twoje zawistne oko
Wydłubałbym jak płód – łyżką do opon
Nie pomoże mi sen ani sesja zen, a jedno
To gorycz przywraca tą trzeźwość
Nerwy na wierzchu, bronić swojego herbu
Sztuka Wojny Sun Tzu wyryta w sercu
Ty na widelcu ran nie wyliżesz
Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie
Podłość, zawiść – to wszystko wynosisz z domu
Aminokwasy kurewskiego genomu
Podłożyć świnię, szykana snuta w planach
Odebrać komuś coś nie do odzyskania
Szperałeś wzrokiem w cudzej intymności
Dziś płaczesz w samotności
Świętujesz w samotności
To pierwsza rata z ceny
Jaką płacisz za pychę
Wyciągnij łapę i zrób kolejną sznytę
Nie schlebiaj sobie
Nie jesteś na czarnej liście
Marna frajda – dopierdolić masochiście
Za moim życiem, przyznaję, ciągnie się grzech
Twoja morda? Ty wyglądasz jak pies
Kto się wywyższa, zostanie poniżony
(Poniżony)
To, co w górze, musi spaść (Musi spaść)
Początek końca, Puszka Pandory (Dokładnie)
Dziś jesteś sam i sięgasz dna (Sięgasz dna)
Kto się wywyższa, zostanie poniżony
(Poniżony) to, co w górze, musi spaść
Początek końca, Puszka Pandory
(Puszka Pandory) jebana w kurwę twoja mać
Nigdy nie dam ci o sobie zapomnieć
Możesz być pewien nie jestem z tych
Co dzwonią do siebie tylko w potrzebie
Witasz solą, lecz chyba zapominasz o chlebie
Zresztą chuj z tym
Przy moim twoje życie to rewers
Jeszcze raz mnie obrazisz –
Odetnę cię od słońca
Gorsze dni wtedy zaczniesz liczyć
Sobie w tysiącach chcesz zadawać mi pytania
Pytania rodem z quizów?
Nie zrozumiesz mego życia
Jak nie wisiałeś na krzyżu
Ziomek, weź się nie podlizuj
Nie nagramy nic, kurwa
Przecież ciężko ci było wysłać
Paczkę do pudła
Nie wystąpię już nigdy w roli twego obrońcy
Zamiast palcy serdecznych
Używasz wskazujących
Nie uznaję warunków i porzucam naiwność
Grzechy ciężkie
Bo lekkie bardzo łatwo udźwignąć
Już mi zbrzydło to wszystko
I pierdolę ten kodeks
Dziś przytulę cię tylko po to
By zaraz odejść
Te uczucia nietrwałe i dlatego tak cenne
Tylko szkoda, że nasze serca nie są wymienne
Możesz spać z moim wrogiem, spuszczaj wzrok
Gdy mnie mijasz baw się dobrze dziewczyno
Aż ci spłynie makijaż
Kto się wywyższa, zostanie poniżony
(Poniżony)
To, co w górze, musi spaść (Musi spaść)
Początek końca, Puszka Pandory (Dokładnie)
Dziś jesteś sam i sięgasz dna (Sięgasz dna)
Kto się wywyższa, zostanie poniżony
(Poniżony) to, co w górze, musi spaść
Początek końca, Puszka Pandory
(Puszka Pandory) jebana w kurwę twoja mać
Mam zasadę – jebanych marabutów banda
Słuchać: Pacta Sunt Servanda
Dla szczerych ludzi nigdy nie zabraknie serca
Nieważne, czy przegranych od poczęcia
Rusza coś, czego będziesz miał dość
Tryby tej machiny zetrą ciebie w proch
Bądź jak mężczyzna, a nie krokodyl, kurwa
Wytrzyj łzy, nie wierzę w twoje mea culpa
Ty w swoim DNA nosisz jakiś skurwiały gen
Tu gdzie kończy się jawa, nie zaczyna się sen
Czuję wstręt do kurestwa i obrzucam je błotem
Widzę łzy, myślę
Że już dosyć masz naszych zwrotek
To się skończy krwotokiem
Wisisz na cienkiej nitcę
Schowaj w kieszeń te swoje wybujałe ambicje
Nie masz kurwa charyzmy
To obserwuj nas z trybun
Robię rap dla osiedli – to mój świadomy wybór
Kto się wywyższa, zostanie poniżony
(Poniżony)
To, co w górze, musi spaść (Musi spaść)
Początek końca, Puszka Pandory (Dokładnie)
Dziś jesteś sam i sięgasz dna (Sięgasz dna)
Kto się wywyższa, zostanie poniżony
(Poniżony) to, co w górze, musi spaść
Początek końca, Puszka Pandory
(Puszka Pandory) jebana w kurwę twoja mać