Sarius, Słoń - Bon Voyage tekst piosenki (lyrics)
Mariusz Golling
Wojciech Zawadzki
[Sarius, Słoń - Bon Voyage tekst piosenki lyrics]
Ten w proszku Xan wjeżdża jak jebany automat
Na końcu dnia sami uśmiercamy się - to fakt
To, co tu mam
Będzie liczyć po nas ciągle VAT
Wikingowie, umieramy pchając flotę w dal
Jak Ragnar, tam skąd pochodzę
Kto najdalej doszedł? Ja
Jak Ragnar, gdy umrę w ziemi obcej
Blok się dowie sam (rrra)
Proszę nie bać się tych
Twarzy z ekskluzywnych aut
To te same są chłopaki, ale szybszy świat
Nadchodzi ciężki czas, więc pompują
Pełno gwiazd potem przez nich dzieci myślą:
"co to jest 50k?" przeleci czar jak piach
Bez pengi będzie szukał rad
I memem się tu stanie wtedy jego, kurwa
Głupia twarz
Kto wchodzi w tłum jak swój? Sarius
Widzisz mnie, to masz mnie w uszach już
Wiele to warte, uszanuj
Kiеdy tu wpadnę, to król w szachu
Kiedy tu wpadnę, to kurwa już
Przyjdą też inni z dwóch światów
Jestеś mi winny w dwójnasób (puka-a-am już)
To nowa technologia, nie ładuję się
Gdzie kable czuję zagrożenie, kosa
A nie "jak mnie tu znalazłeś?"
Jesteś zjebany
Twoi starzy nie spełnili marzeń
A ta nuta kopie twarze za te kurwa komentarze
Qu'est-ce que c'est? Jesteś darem
Dla polskiego rapu (Qu'est-ce que c'est?)
Pieprzę Cię tak jak całą tę muzykę klaunów
No to leć, nie ma opcji, że nie pyknie, nie
Prędzej Słoń przebiegnie się po beacie
Tu za parę taktów
Wojtek i Mariusz robią Ci w bani barłóg
Jakbyś wyjebał pół barku i
To przegryzł garścią Valium, oh
Witamy w kraju kłamców, wałków, lewych faktur
Nas dwóch jak Wieże Petronas zrzuca
Cień na Wasze IQ
Pociągam za spust, jucha wypływa Ci z kasku
Kiedy zaśpiewam jak Magnum
Szykuj się, bratku, na wizytę w piachu
Pierdolę zastój, nie chcę mieć
Życia w odcieniu melanżu
Chcemy w chuj hajsu
Na taktach uprawiam parkour
Choć jestem królem nietaktu
Jestem jak Fifty i Jay-Z
Bo też Ci nie podam nigdy ręki (nigdy)
Ona fajnie dupą kręci, pyta
Kim jest Szekspir (hahahaha)
Ziemia to kopalnia beki, ludzi obojętnych
Na to, że to głównie
Śmiechy z głodnych, głupich, no i biednych
Pełno młodych ludzi, to staruchy bez energii
Bo się można z życiem znudzić
Patrząc na tę cenę werwy
Wow, przez te nerwy w końcu
Padnie kiedyś pierwszy strzał
I pójdzie w niebyt cały
Ten śmieszny społeczny ład
Nie życzę biedy tej młodzieży tak bezczelnej
Że ała potrzeba pengi
Gdy Cię już od fety zęby nie chcą znać
Kłamiemy w żywe oczy tym
Co widzą piękno w nas pochodzimy z ziemi
Która Cię zamieni w twardy głaz
Tak Cię wchłonie świat
Aż się staniesz częścią nas (i co?)
Potem spadniesz
Jeśli się okażesz jedną z gwiazd
Powiedziałeś swej wartości
Że jej nie chcesz znać (nie chcesz znać)
I nie stykło Ci na bilet w drugą stronę
Bon voyage
Bon voyage, nie sztuką
Jest, dotknąć, ziombal, dna
Brutalne realia jakby Bóg nami tu
W Mortal Kombat grał
Bieda miesza się z bogactwem
I trwa wojna klas musisz przeć do przodu
Choćby w twarz Ci kurwa orkan wiał
Bombaclat, ta
Słoń na scenę niczym bomba spadł
Mimo że nawijam fikcję, przysięgam
Że kurwa dość mam kłamstw
To Wojtek Rozpruwacz
Węszy za mną Scotland Yard
Została po mnie w Twoim domu
Odciśnięta krwią dłoń na drzwiach
Oh my God, matkojebco, zdychaj, oddaj majk
To nie Oscar Wilde, bliższe
Mi są słowa "prostak", "cham"
Gram o swoje na swój sposób
Choćbym miał tu zostać sam
Jak w Matrixie wyrywam Ci kable z głowy
Robię format łba (hahahaha)