Warszafski Deszcz, Kiełbasa - Szare dni tekst piosenki (lyrics)
[Warszafski Deszcz, Kiełbasa - Szare dni tekst piosenki lyrics]
Wiem, że znów to samo
Zacznie się od początku, na bieżąco wszystko
W codzienność wpadłem szybko
Powtarza się to, co było wczoraj
Mój schemat dnia, dobrze już to znam
Musze robić coś, żeby dojść gdzieś tam
Do szału mnie to doprowadza, pierdole rutynę
Popieram zawsze tych, co myślą tak, jak ja
Nie mam na razie na to wpływu
Nie czuje wstydu
W tym co robię, normalna sprawa
Jeden musi robić, żeby inny mógł zawadzać
To właśnie gnębi mnie, otwieram się szeroko
Dlatego właśnie Numer Raz zawsze spoko!
Rano wstajesz, a potem do roboty
Rano wstajesz, a potem do roboty
Rano wstajesz, a potem do roboty
Rano wstajesz, a potem do roboty
Dobrze jest ci? Powiedz, czy dobrze jest ci?
Codziennie do pracy jeździsz
Nie zastanawiasz się nad innym życiem
Musisz zarabiać na rodziny potrzeb pokrycie
Ej, szaraki – co wy z życiem robicie?
Dążycie do tego, żeby robić to samo
Zawsze wiesz, co będziesz robił
Gdy obudzisz się rano
Taka monotonia przygnębia normalnego chłopaka
Szary człowiek jest dla niego jak padaka
Spójrz na nasze twarze –
To oznaka prawdziwego życia
To nie słowa bez pokrycia
Tutaj nie brakuje niczego
Sprawdź taktykę klimatu ulicznego!
Zapierdalasz autobkiem do zakładu pracy
Obok typ w S klasie – wkurwiają cię tacy, co?
Zastanawiasz się, skąd on ma to
Ty mógłbyś mieć rozjebane FSO 1500
Gdybyś miał gotówki więcej
Czy to nie czas wziąć sprawy w swoje ręce?
Odbić się, wyskoczyć poza pensje
Przestać mieć do wszystkich wokół pretensje
Za niepowodzenia, bo to nic nie zmienia
Więcej ruchów, a mniej pierdolenia i
Kolorowe staną się szare dni
Rano wstajesz, a potem do roboty
Rano wstajesz, a potem do roboty
Rano wstajesz, a potem do roboty
Rano wstajesz, a potem do roboty