Wizja Lokalna, Rover - Upadamy Jak Dziś tekst piosenki (lyrics)
[Wizja Lokalna, Rover - Upadamy Jak Dziś tekst piosenki lyrics]
Nie wiesz co czuje, spójrz, w moje oczy
Idź już, zanim wyplujesz moje imię
Ścieram kurz, jestem coraz bliżej
W oczy patrzy tylko lustro
Chyba go nienawidzę już twe źrenice kłamią
Nie każ mówić ścianą, one znają mnie za mało
Pewnie choć są arkanom we mnie
Nie wiem co jest wiarą
Sekundy szeptają dobranoc, jak dekalog, mamo
(mamo)
Nie trzęsę się z zimna, składam skrzydła
Ból zaszyłem w bliznach dawno
Moja dusza jak pryzmat
Nigdy nie złączy w całość
Tego co z egzystencji wilka, mi wyrwano
Możesz wyznać mi nieprawdę, błagam
Wyrywam rok z kalendarza
Mocniej zaciskam krawat
Wciąż upadam jak dziś, a to mój dramat
Wciąż kocham jak nikt, a to mój dramat
Złap oddech, choć płonie każdy fragment w nas
(w nas)
Złapiemy wiatr w otwarte żagle (oddech)
Choć czarne ptaki rzeźbi czas (czas)
To nasze łzy są spokojne
Mamy mniej niż nic, a
Słone łzy potrzebują słońca
Choć upadamy jak dziś, brat
Coś każe iść nam bez końca
Płacę najwyższą cenę, chociaż nie znam celu
Niosę ogień na scenę #Prometeusz
Ściany szepczą dobranoc
Moje prywatne więzienie #Guantanamo
W nim, zostań przy mnie na lodzie
Gdy dożylnie na głodzie
Ćpamy życie na co dzień
I ty, chcą zamknąć mi drogę
Tu gdzie ulica tworzy, w tobie swoiste Agogę
Proszę zabierz mnie stąd
Zwykle szukam odskoczni w cieple twoich rąk
Zamknij krąg samotności
Gdy świat zamarł w bezruchu
Uwięziony w przeczuciu
Niczym szczury w Tobruku
My, nie szukam swego cienia
I ni cienia odniesienia
Ciągną serce po bruku
Wiem, choć to bez znaczenia
I nie znamy się z imienia
Nie zabijaj tych uczuć
Nie jestem jak większość
Mogę pokazać ci ból, lecz nie obojętność
Tobie też brakuje tchu
Nie znam sensu gonitwy
Gdy ten świat krępuje dłonie nam
Jak węzeł Gordyjski
Złap oddech, choć płonie każdy fragment w nas
(w nas)
Złapiemy wiatr w otwarte żagle (oddech)
Choć czarne ptaki rzeźbi czas (czas)
To nasze łzy są spokojne
Mamy mniej niż nic, a
Słone łzy potrzebują słońca
Choć upadamy jak dziś, brat
Coś każe iść nam bez końca
Szelest ubrania w locie
Pisk orła nad linią liter
Pyski tych, do których mówię brat
Albo tryper
Jak chcą nazwać smutnym, mówię zamknij pizdę!
Jak mnie wkurwią, bije w pizdę!
Tych co smakowali tylko matki pizdę!
Chcą mnie rozliczać z wzlotów i upadków
Moją szczerość
Położyć na szali z kłamstwami błaznów
Nie jestem dzieckiem stepów
Nie jestem dzieckiem stepu
Co równoznaczne z tym
Że moja prawda nie ma reguł
Byli tacy co chcieli podać dłoń, gdy upadłem
Nie chce litości, stąd te dłonie
Kruszyłem w imadle
Jeżeli mam spadać, to tylko do podłogi nieba
Żeby udowodnić Bogu, że mnie zabić się nie da
Zazdrośni gryzą szkło szklanek w
Domach swoich matek
Ja krocze krok dalej, za zapachem marzeń
Krzyczą o prawdzie
Tak że możesz gotować z ich ust na parze
W końcu gówno też oddaje ciepło wrażeń