Zero - Paczka tekst piosenki (lyrics)
[Zero - Paczka tekst piosenki lyrics]
Co lubiła siadać na trawie
Żeby popatrzeć stąd
Czy niebo na nas nie spadnie
Wieczór to psałterz latem
Ma każdą barwę z palet
I kiedy słońce zajdzie za
Horyzontem znajdzie nowy początek (Amen)
Nowy porządek zamień na dziwolągi z marzeń
Niech mowę rwą ich fale
Jak każdy zostać chciałem tam już na zawsze
Ale
Lat niewinności pacierz dawno się skończył
Jak siedzisz na kasie, to wiesz co jest grane
To więcej niż areszt – ej:
Jak mierzyć się z czasem?
Nie liczyć się z hajsem? –
Czy życiе bez zmartwień
Jest droższе czy tańsze?
Czy życie bez manier
Jest po prostu chamstwem? Chciałem być sobą
Ale nieraz przegrywałem walkę
Ze swoją głową
Jakbym cierpiał na polikefalię
Są tacy, co pomogą ale najważniejszą prace
Musi wykonać twoje serce, nie ich lamentacje
Jest parę pytań we mnie
Których nigdy nie wyciszę
Dlaczego tamten musiał odejść
A ja dalej żyję?
Dlaczego rówieśnicy lubili mnie ich rodzice
Zawsze mówili: lepiej uważaj
Z tym towarzystwem?
Dlaczego to ja raczej sobie jakoś poradziłem?
Dlaczego dla jej starych
Stanowiliśmy margines?
Chociaż to nie ja zamieniłem
Szkole w macierzyńskie
Chociaż to nie ja wieczorowo goniłem ambicje
Miałem pragnienia dziwne niczym
Alfabet z liter których nie uczą szkole
Których nie uczą nigdzie
Łatwo to przekuć w fobie
Trudniej to przekuć w życie
Trudno się czyta wizje
Kiedy są przez to inne
Mówią: "poczekaj chwilę"
Próbuję kolejną szansę
Jak skasowany bilet wykorzystać na przypale
Ścigają mnie kanary – pewnie
Że nie na wakacje
Kolejni komornicy rozbijają się o ścianę
Mieszkamy z siorą na pół
Sorry za te wszystkie akcje!
Jakieś stypendium
Ale na razie tylko socjalne
Nikt nie tłumaczył jeszcze
Że da się jakoś inaczej
A zresztą – kurwa – i
Tak wszystko tutaj pachnie wałem!
Gdy słoik pełen łez z niezagojonych ran
Tonę jak zmięty pet w
Morzu zlewek po melanżach
Znowu obity łeb mam, a mogłem przecież spać
Zamiast się spity drzeć i
Szlajać do białego rana
Gdy słoik pełen łez z niezagojonych ran
Tonę jak zmięty pet w
Morzu zlewek po melanżach
Znowu obity łeb mam, a mogłem przecież spać
Zamiast się spity drzeć i
Szlajać do białego rana
Niejeden z paczki dziś
Wolę substancji spełnia
Ciągi reakcji w nich znów łamią podniebienia
Miękki jak kaszmir trip
A potem twarda ziemia neuroprzekaźnik, film
Kręgosłup spięty w stelaż
Widać po twarzy wstyd, co się obnażył nieraz
Mnie się ten spławik śni po
Nocach aż do teraz
Klatki upalnych chwil wieńczy polarny letarg
A my jak gady w nich
Kto wyrwie z odrętwienia?
Kto wyrwie z odrętwienia?
Kto wyrwie z odrętwienia?
Kto wyrwie z odrętwienia? Kto?