Zero - Połowa nieba tekst piosenki (lyrics)
[Zero - Połowa nieba tekst piosenki lyrics]
Nie jakaś odległa przyszłość
Stan zawieszenia pomiędzy tym
Czego nie będzie i tym czego nigdy nie było
Z moich idoli najwięksi nie żyją
Ubyło tych, na których się wychowałem
Strony powoli się biorą za żniwo
A połowę nieba zasłania już diabeł
Widziałem to na własne oczy - nie kłamię -
Zaklinam i proszę, łaskawie daj wiarę
Do światów duchowych się wchodzi
I czasem wychodzi a czasem zostaje na stałe
Do światów duchowych się wchodzi
I zwykle wychodzi
Znów opieram stopy o krawędź
Mam myśli jak balony z helem
W kieszeniach kamienie - na wszelki wypadek
Maluję mandale - symetryczne anioły -
Do ziemi mam dalej, już bliżej mi do nich
To udrapowanie z chmur, zawroty głowy
I kiedy spadnę znów - nie próbuj mnie gonić
Nie ukończyłem ich szkoły
Nie uczył mnie żaden z ludzi
Niebo mi mówi gdzie chodzić
Co robić i co do nich mówić
O dziwo to ja jestem wolny i
Nie będę bał się zawrócić
Gdy przekrzykujące się głowy
Poprzestawiają kierunki
Dół, góra, dół - poręcze i schody
Dół, góra, dół - ziemia i obłoki
Stój, wołasz: stój! - policzyłem kroki
Ruch, jeden ruch, potem już nie boli - halo!
Tutaj dwa-cztery na dobę palą
Się lampy ledowe rośnie Xibalba
Jej miasta płoną jak ogony komet
W ciemnych zaświatach ma korzeń
To on oplata mi głowę
Prawie jak ciernie w koronie
Prawie jak ciernie
Cienie wchodzą do sieni jak duchy
Wchodzą tu niby do siebie
Wchodzą i pchają swe buty brudne
Od sadzy i cierpień
Na górę czaszki światło z
Wolna dogasa na drzewie
Sam nie wiem jak je rozpalić ty chyba też
Nie?
Sam nie wiem jak je rozpalić
By przy tym ocalić siebie
Podaj mi rękę z tej wieży
Bo sam na pewno nie wejdę tam jak ty
Bez odpowiedzi - w milczenie drzew Getsemani
Gdy wszystkie znaki na niebie
Wołają: giń albo zabij!
Wołają: giń albo zabij, wołają: giń, giń!
Wobec wieczności być nagim trzeba
Jak nigdy przed nikim
Ogień nam każe sandały zdjąć
Człowiek plącze rzemyki
Płomień jest po to, by palić - ty
By się podnieść ze zgliszczy