Zero - Sen dziecięcy tekst piosenki (lyrics)
[Zero - Sen dziecięcy tekst piosenki lyrics]
(nie, to nie to)
Gdy słoik pełen łez z wycałowanych ran
Podpoduszkowy kieł czeka, aż pójdziesz spać
Życie akurat ciebie w prezencie dało nam
Teraz do spania biegiem
bo jutro trzeba wstać
Jutro znów trzeba wstać
Jutro znów trzeba wstać
Jutro znów trzeba wstać trzeba wstać
Są takie wieczory
Kiedy chłopcy i dziewczęta otuleni
Nocą na wpół przymkniętych
Powiek - spowiadając się poduszkom - nucą
Swoje własne pieśni zapadają w sen
Powity z marzeń srebrne
Nici sennej pępowiny snują się
I drżą wiotczejąc
Potem tuląc wszechświat kurczą się ku centrum
(Niczym księżycowe zielsko albo
Czarcie ziele
Kwiat co się rozwija nocą - jak
Uczenie prawił Weyer w Praestigiis Daemonum -
Nieraz bowiem, w czasach dawnych
Lekkoduchom i prostaczkom Stellam
Terae napędziła
Strachu puszczając oko z zarośli)
Taki sen dziecięcy wije się i kłębi jak
Stepowy kojot z indiańskiego mitu: niegdyś
Wielki duch siarczyście splunął
Na pustynie wówczas
Zjawił się tam Kojot i zamiótłszy
Piach ogonem zawirował w koło:
Kręcił się i kręcił, aż ze śliny i
Udeptanego pyłu uwił pod
Stopami gliniane posłanie
Świata, rozległe ciemne łożysko ziemi
Po czym zmęczony zwinął się w
Kłębek i zasnął na wieki
Tak się dziecko ze wspólnego snu
I świata obraca do własnych
Snów i światów niezmierzonych wiercąc
Się i kopiąc dziko
I śni mu się jezioro dziwne
Bo rozlewa się tu, gdzie biegną tory
Zwykle, ale raz się już śniło
Że był tutaj zbiornik brudnej wody i że
Się topiło w brudzie z błota, smaru oraz rdzy
Torowisk w ogóle się śni to miejsce
Jakby jakaś linia i granica
Czy milowy kamień
Teraz śni się jednak pięknie
Że jezioro i że nogi moczy w
Kryształowej wodzie z molo
Zwisające nogi: lewa, prawa ludzie
Piękni, pływający w wodzie torowiska i
Dziewczyna uśmiechnięta pływa lekko
Jakby przelewała się przez kryształ
Wody jak sznur
Koralików blond plecionych w dół - nurt
Co skręca delikatnie w
Podwodny błękit jej skóry
Chciałoby się iść, gdzieś pójść czym prędzej
Skoro jest tak miło skoro ziemia, woda
Niebo i powietrze uśmiechają się
Do niego zgodnie, niczym żywe, szczodre
Przyjazne stworzenia
"Lucy in the sky" śpiewał przecież
Tata i wąsaci chłopcy
Z tej magicznej żółtej Łodzi
Tutaj jest nawet podobnie
Idzie więc i chyba na południe - tak mu
Tłumaczono - wprawdzie to nie takie proste
We śnie zorientować się gdzie idziesz
Słońce topi czarny asfalt
Trudno za pomocą słów opisać
W jaki nastrój wprawia je to senne dryfowanie
Na mięciutkich nogach lekko w dół z
Ukosa na tych chmurnych nogach w
Dobrze mu znaną uliczkę
Te siedmiomilowe nogi tak się
Gną i rozciągają, że mogłoby dotknąć nieba
I dotyka, nie rękami
Ale całym sobą jakby już nie
Było ziemi do chodzenia, dróg
Do przemierzania, chmur, które tak proszą
Się o podziwianie - ich magiczne
Kształty są mu teraz
Bliższe niż zabawki: rząd pluszaków
I poduszka z super-bohaterem
Niż rodzice i ich ciepłe słowa na dobranoc
Tu gdzie niebo o zachodzie zwykło
Kłaniać się w słoneczny
Pas wysokiej trawie, dumnym drzewom
Wiecznym wartownikom łąk
Działkom i żywym parkanom sadów -
Płyną teraz chmury, co wstęgami odbić kładą
Się na wodzie, żagle i proporce
Flagi dokujące w porcie z
Drugiej strony - patrząc
Stąd jakby na lewo - sympatyczną autostradą
Płyną ludzie i anioły, schody sięgające nieba
Ich drabiny mleczno-białe rozwijane w dół
Na drzewa, z chmur na dachy bloków: małpi
Gaj, garaże, forty, piaskownice i trzepaki
Kręte uliczki podwórek o
Dziesiątkach miejsc sekretnych
W nieskończoność trwa to święto
Co nieskończoności ręką ślubu
Udziela stworzeniu
Ruch, co z okien ziemskich domów
Zapuszcza się w głąb niebieskich
Głos anielskich treli dyktujących
Szkolny śpiewnik - ruch, co chyli
Się ku ziemi po żyłce latawca
By na powrót wzbić się w górę z
Liściem, z diamentowym pyłem ulic
Albo ciężko opaść
Z deszczem na wyschniętą skórę ziemi, ruch
Co każdą szczerze uśmiechniętą buzię
Przyprawia o łaskoczące drżenie
Górnej wargi ten nieustający ruch - zarazem
Bliski i daleki - z dawien dawna przez
Wtajemniczonych zwany był beulah:
Senną godziną wytchnienia