Konik ABC, Rose, Filipek, Matis - Wkurwiony poeta tekst piosenki (lyrics)
Filipek [Filip Marcinek]
[Konik ABC, Rose, Filipek, Matis - Wkurwiony poeta tekst piosenki lyrics]
Widzę to zbyt często (wariat)
Robić rap tu to jak kurwa Masterchef Somalia
Nie pytaj mnie, co te
Linie dają tu temperament, studzi mnie maybe
Gdyby nie te rapy, to bym dawno
(już) wyszedł na ludzi Breivik
Już prawie 6 lat w tym gównie
I co? dalej hulam z tematem
Naginamy sobie tu ulicą, incognito
Ty nawet nie skumasz, że raper
I bardzo dobrze, skillem
A nie ryjem pcham się na front
Się spytaj lepiej moich ziomów co znaczy
U nas parcie na szkło
Ja to czarny koń, nie śpieszy
Mi się do stajni
Skoro kiedy wjadę no to zawsze z kopem
Po co miałbym bawić się w deadline'y
Skoro mam ich po 16 na zwrotę
Chwytają się brzytwy
Bo rap nie bangla szmato
Rap gra kurwa, wyliżesz komuś dupę
To se z automatu zagrasz support
Na bogato, leć tu ze mną gronostaje
Sorry, tu w rapie nie ma dróg na
Skróty, a mimo to chce być ikoną, frajer
Który za garstkę fejmu gotowy
Jest ręce pobrudzić
Masz typie tu pokutę, to moje skille
Nie odmówisz
Siema, z podziemi tekstylia daj mocne brony
Piwo możemy się wybrać - jak pokemony
Nie słucham innych, bo po
Chuj lala chce wyjść, to już
Bo zawsze dobrze wyglądam
Czasami aż za dobrze jak Piotr Łuszcz
Co to za flow? ale ból dupy, po co ta złość?
Ciota na wskroś, ty z
Anegddotą masz głos mówiąc
Że spoko gra gość nieznani kiedyś i dziś
Skreślamy świeży ich styl
Zębami zjemy ich prym, piercing
By wersami przebić Ci pysk
Chcę mieć płacę bez pracy
Wy macie pracę bez płacy
Rób se dalej z łakiem te rapy
Za to można wam kał wypłacić
Za długo to kreślę, żeby skurwysyn w
Snapbacku na klipie pierdolił smuty
Jak skurwysyńskie jest życie
Wpadam, osiadam i gadam wiadomo
Że robię to perfekcyjnie
Fenomenalnie i nieziemsko bragga wypada
Tu dawać jak technika
Jest taka jak moja, to poparcie
Na pewno 17, lat, szmato
Życia, linia, dzisiaj, jest, prosta
Jak pisałem pierwsze teksty
Piaskownica była ci obca
Jak Carlos Zafon chcę znaleźć Marinę
A mam w tym pecha i przez to tak piszę
Daję se rok i magazynek
Zamiast kawałków rozerwie ciszę
Szkoła hałasu, szlachta nie pracuje
Czasem się czuję tutaj jak alien
Wmawiając sobie
Że wśród słuchaczy znajdzie się
Pięciu normalnych przynajmniej
Życie to proza, poranek to dramat
Nasza codzienność to katastrofa
Jestem poetą, każda linijka to kata-strofa
Gdybym miał drugie życie
Nie wiem? jak Dostojewski
To może i bym spróbował, co to hera kreski
Efekt placebo to ten wasz rap
Wmawianie sobie level Mount Everest
Hip-hop to horror, każdy ma orgazm gdy tylko
Kurwa usłyszy szelest
Chcecie pieniędzy to idźcie do pracy
Albo na free wywalcz se synku
Później jak Puszkin zgiń w pojedynku
Najpierw ogarnij
Że życie rapera streszcza się
W słowie metafora
Ogarnij psychę, gdy już urośniesz
Hejty na ciebie to metafora uwielbiam pisać
Pociąg do tego obezwładnia mordo
Choć czasem
Można przez ten pociąg umrzeć jak Tołstoj
Nigdy się nie chwalę, że raperem jestem
Prędzej wstyd mi
Gardzę rapem, dla mnie to jest śmieszne
W sumie pieprzę wszystkich jesteś chamem
Gdzie z tym chłamem robisz jeszcze teledyski
Kiedyś na zajawie rapy słabe, weźcie
Nie chcę żyć tym
Niemy krzyk ich, to jest zwała
Wcale do mnie nie przemawia
Rapy dobre - konkret sprawa
Jak chujowe to spierdalaj
Choć połowa i tak będzie miała go za boga
Bo ta moda jest zbyt pojebana, by ją opanować
Brak własnego flow, masa kseroboyi za to
Polski Bones, polski Young Thug
Polski OG Maco wciąż
Cebulandia się tym jara
Ziomki dają propsy za to
Brak im stylu, brak im wstydu
Weź się wreszcie ocknij szmato
Taki to ze mnie poeta
Za wiele tej baki na bletach
I w bani coś nie tak czasami
Gdy razem z ziomami latamy
Po gietach spizgani
Ha, We trippin' mane, BGM to nie żarty
Robisz wiochę to wracasz na pole
Czyszczę pole walki