Krvavy - Diabłanoc II tekst piosenki (lyrics)
[Krvavy - Diabłanoc II tekst piosenki lyrics]
Ta zapaść to przepaść bezdenna diabelnie
Bezczelnie hipnagog układa się na bok
Widziadłoń na ustach kładzień i noc
Uciekam w zmysłyszenie- martwój
Uprawiam przejęzyczenie- здраствуй
Księżycałun jasnocy w rui roi rój głębi
Znowu jest w znowiu, w pustni, nie pełni
Nikt warty u źródeł Warty melancholii
Krzepnę na krze krzesząc w jej toni
Tony melatoniny, by zwołać sny na gon
Niech trą się i mnożą, pokryją jak glon
Ja zbiorę plon z plomb, które gubi fiord
Ord i kohort obrazów, snów nadzianych
Na ząb czasu
Niedługo znów nadejdzie niegodzień
Ranek- od ranienia się o wschodzie
A potem pokotem wzejdą popozłudnia
Diabłanoc, nie czekaj jutra!
Gdy zamykam ślipia, wypadają zęby
Chwiejątrzą się w dziąsłach, kładą jak zręby
Wywróżę z nich przeszłość, gdzie i którędy
Wektorbiel mnie dusinieję w polu lawendy-
-wan kwietny jak klechdy, które włóczędzy
Tułacze i zbiegi okoliczności tuczą
Na Ślęży, gdzie ślęczą i pasą półpaśśce
Pastwią pastwiska, wzywają wyzwiska
O matce siedmiu potężnych synów
Pierwszy huragan wietrzy bałagan snów
Słyszę sów pohukiwanie, płaczarowanie
Serc się w życiemności ciszamotanie
Zegarów minutykanie zorzą się pasteli
To nie wina słońca czy cieni
To wina nicieni!
Niedługo znów nadejdzie niegodzień
Ranek- od ranienia się o wschodzie
A potem pokotem wzejdą popozłudnia
Diabłanoc, nie czekaj jutra!