Kuban - Sam ze sobą 2 tekst piosenki (lyrics)
Kuban [Jakub Kiełbiński] Opoczno, Polska 🇵🇱
[Kuban - Sam ze sobą 2 tekst piosenki lyrics]
Żadna, heej
Żadna praca, czasem studia, dusza bóstwa
A ciało lumpa
Tak od stycznia i aż do grudnia
Duży dystans do tego gówna
Wszystko jakoś już sam utrudniam
Nie chcę także pomocy kumpla
Bo ani dragi i ani wódka nie
Da odwagi by nienawiść uszła
Brak mi niektórych jest fakt
Parę kontaktów dziś trafił już szlag
Jebane kłótnie o panny lub hajs
Ale to może zostawmy już brat
Ryje mi beret to samo od lat, czyli krótko
Na razie bez zmian
Może zmieniło się trochę przez rap
Ale Kubano jest ciągle ten sam
Wrogowie i przyjaciele
Niedoszłe plany i odległe cele
Tyle detoksów i grubych najebek
Te chwile w proszku i te z uniesieniem
Kobiety i suki
Nikt tu różnicy omawiać nie musi
Te co podziwiasz i te od
Poduchy, moje dwa światy, zapiski i zrzuty
Prysł czar domowego ogniska
Z tropu trochę los zbił nas
Gdy sięgaliśmy już swych gwiazd
W każdym razie mam chęci na poprawę, jak nikt
Najgorzej jednak być biernym
Młodość to dopiero jest szkic
Stare gacie, ona tutaj, wielkie miasto
A słoma w butach żaden spacer - cały Kuban
Siedzę na czczo i w chuj zamulam
I z muzyką i z uniwerkiem
Narkotykom nie mówi nie chcę
Z twoją kliką masz długi większe? Ekonomia
Się uczy nieźle motywacje mam po mamie brat
Inna skala mów mi Fahrenheit
Poczekajcie jeszcze parę lat, jak już
Niektórzy z nas założą gajer, tak
Zawsze jestem niezadowolony
Przyzwyczajam się do takiej roli
Pierdolony mój perfekcjonizm nie pozwala
Na za wiele ziomy
Wciąż telefony, od ludzi dystans
W bani chyba zbyt duży miszmasz
Ile jeszcze mam wódy wychlać
By pomyślności mieć w chuj i wytrwać?
Moje zdrowie, egoista
W rapie raczej unikam wyznań
Jak obowiązków i cudzych wyzwań
Don Kubano - sylabista
Młody jestem, progi większe, żaden problem
Się robi LP w nocy blednę, nogi ciężkie
Znów odpocznę od szkoły pewnie
Tony westchnień, Ronin we
Mnie pragnie walczyć, ze skroni cieknie
Pot i krew, więc loty kiepskie
Żadnej miarki mam dosyć, ejże
Ty, chce na swoje wyjść w końcu
Te nastroje bym odkuł teraz chodzę
Jak w ogniu i to mnie zżera w zarodku
Samotny wieczór, brak ziomków
Sam ze sobą nie z nią już
Zero zdrowego rozsądku
Czy dochodzenia do wniosków
Te słuchawki jak ciernie
Ze mną gadki jak z dzieckiem
Ten romantyk i perwers, nie zna
Innej racji jak swej, wiesz?
Najebany jak panicz
Na trzeźwo rano jak menel
Mam plany pomóc swym starym
Chociaż wciąż czekają na przelew