Lukasyno, SARA 5tka, Marcin Lićwinko - Trzcina tekst piosenki (lyrics)
[Lukasyno, SARA 5tka, Marcin Lićwinko - Trzcina tekst piosenki lyrics]
Cienie na okiennicach zamiast promieni słońca
Kiedy świat stanął w miejscu
Przyspieszyło serc bicie
Kwiat wyrwany z korzeniem
Wiatr przenosi szum dworca
Wracam tam myślami
Gdy siadałem na twym brzegu
Łzami pocieszało niebo
W błękicie oczu otchłań
Odpłynąłem w nieznane
Powierzając jutro niebu
Szukam śladów na śniegu
Wieczna podróż nie ma końca
Powietrze wyjątkowo mroźne przyniosło twój
Oddech niczym mgła
Zawieszone emocje schowam je głęboko w sobie
Nim i ze mnie zechcą wyrwać resztkę wspomnień
Jakby stanął w miejscu czas
Serce otulone chłodem
Nagle okrył płaszczem strach Ciało stęsknione
Wciąż widzę twe oczy wtopione w moje
Bezmiar cierpienia pochłania mą duszę codzień
Żelazne ptaki na niebie to
Już nieludzki świat
Ostatnią iskrę nadziei chce
Zdmuchnąć srogi wiatr
Ja odpływam myślami gdzie został
Po tobie ślad
Tam wiara pozwala jakoś przetrwać ten czas
(Marcin Lićwinko, Grzegorz Jurguć, uczniowie)
Nie będziesz dziewczyno wody brała
Lecz będziesz ją zawsze w oczach miała
Nie raz nie dwa nie trzy razy
Zapłaczesz dziewczyno tysiąc razy
Nie raz nie dwa nie trzy razy
Zapłaczesz dzieczyno tysiąc razy
Na spękanej ziemi zapomnieni, zapomnieni
Gładki talerz każdy okruch chleba umiem cenić
Lód zamroził pustkę
Duszę skazał na milczenie
Nie mam wiele lecz z
Wieloma suchą kromkę dzielę
Krople rosy zmyją gorycz wypełniła kielich
Zamknę oczy, gładzę kłosy
Dłoń znów ogród pieli
Los odwróci rzeki bieg, gwizd kolei
Bilet twoja twarz na fotografii
Skryta pośród szczelin
Bóg odwrócił wzrok a wraz z nim zamilkł las
Tylko huk bomb, serii strzał
Rozdzierający płacz
Ze wschodu niesie wiatr treść co
Mrozi w żyłach krew
Pytam drzew jak wiele jest
W stanie człowiek znieść
Dokąd biec? gdy ludzkie zło nie zna granic
Przesądzony los pokolenie straconych marzeń
Odbuduję dom by pamiec nie legła w gruzach
Byś miał dokąd wracać czerpać siłę ze źródła
Z oddali niemy krzyk
Zmarzniętych desek chłód nadziei choćby łyk
Gdy przyjacielem głód
Jak strumień bystrej wody bądź ze
Stóp zmyj krwistej drogi brud
Otula nocą o tobie myśl tęsknota
Skałę drąży w pół
Gorzkich słów potok przychodzą zmywać grzechy
Niegdyś krystaliczne serca przybrały
Obraz mętny wir pochłania bez oddania tych
Co nie widzą nadziei
Gdzie jesteś? Tu niewiedzą chleb powszedni
Nasze zmrożone marzenia dzieli tysiące gwiazd
Oby tam dokąd zmierzam dotarł
Tych łanów blask
Żal mi straconych szans serce
Zmienia się w głaz
Kreślę dni kalendarza dłońmi pełnymi drzazg
Ostatnia garść wiary, ogrzeję nas żarem
Rozrzucę go na niebie niech wskazuje
Szlak tym co zostali
Z nurtem rzeki z chłodnych doków Magadanu
Pieśń o domu w szumie trzciny
Fale tłumią dźwięki stali