Mroku - Król Na Górze tekst piosenki (lyrics)
[Mroku - Król Na Górze tekst piosenki lyrics]
Sny trupie mam, wizje
Jestem znakiem co ze smakiem
Rozłupie łby na obczyźnie
Podciętym gardłem papieża
Giermkiem w fosie wśród ryb
Linczuje poddanych
Nie liczę zwierza prościej niż krzywd
Muszą się bać, co mogę dać szczerego? Strach
Jeszcze dać piach
Wśród świń odchodów w błocie smak
Mogę dać świat bez praw, życie bez znaczenia
Bez zbaw nie muszą prosić tych spraw
Goszczę wśród zjaw zabijcie przybysza
Spłonie jak reszta dzisiaj na środku wioski
Dłonie i resztę strawi cisza
Jestem panem lisza, nie Bogu bólem służę
Jestem wodą znowu, dzbanem dzisiaj
Królem na górze
Musisz się bać, moje imię znać
Kim jesteś zdradź
Jestem ze starego, rodu złego królem na górze
Musisz paść na kolana, paść na twarz
Nie święta każda rananie Bogu bólem służę
Musisz się bać, moje imię znać
Kim jesteś zdradź
Jestem ze starego, rodu złego królem na górze
Musisz paść na kolana, paść na twarz
Nie święta każda rananie Bogu bólem służę
Tu nic nie możesz, tylko bać się musisz
Z podróży już nie wrócisz
Jeśli tylko wyruszysz przyszedłeś na świat
By służyć i gnić i prosić
Jak prosie, by ci ulżyć, mogę bić
Twoje plony skosić zabrać twoje plany
Uczynić poddanym przez dnie
A nocami nachodzić, zbrukać jak tylko chce
Masz co bym chciał, spakuj w wór
Wrzuć na wóz
Chcę cór twoich ciał, ramion, szyi i ust
Chce posiąść, wlać szał w ciało, mroczny
Ciepły biust
Dam ci dar całoroczny płacz twoich sióstr
Wśród posępnych skał, mgieł
Twój niebezpieczny róż
Wstał, lśni niczym kieł
Rozbebeszmy ten głusz
W duszy twej pogrzeby bez
Orkiestr wciąż się wloką w ciszy kajdan
Płyną jak Jordan przez firan zwiewnych wdzięk
Biją do gleby
By później jak orszak wspiąć się wysoko
Gdzie czarny sztandar zatyka groźny
Tyran - lęk
Musisz się bać, moje imię znać
Kim jesteś zdradź
Jestem ze starego, rodu złego królem na górze
Musisz paść na kolana, paść na twarz
Nie święta każda rananie Bogu bólem służę
Musisz się bać, moje imię znać
Kim jesteś zdradź
Jestem ze starego, rodu złego królem na górze
Musisz paść na kolana, paść na twarz
Nie święta każda rananie Bogu bólem służę
Tego boi się Pan, że w obliczu końca nadzy?
Że w księżycu sporo słońca? Niekońca władzy
Tego boi się Pan
Że zbyt wiele wątków tej zdrady
Pionków knujących od początku i złej rady
Że do wojennego rzemiosła zwróci
Plemię znaczone złem
Nie prościej posła posłać na arenę z psem?
Tego boi się tłum, okiennice zabija dniem
Król wraca potem na strażnicę
Obwieszony złotem i złem
Kogo boi się Pan gdy ciska stalą w lud?
Gdy przechadza po placu
Aktorski uśmiech ciska w przód
Pan nie boi się niczego
Bierze co chce jego ego - lew
Z nikim się nie liczy, sam, siebie
Swego do trzech
Odmowy zbywa, choć druga strona nie pozwala
Nawet nie ukrywa, że zrodził z łona szakala
Wędrowcze przystań, zadaj trud, zastanów
Nie za dużo o przystań
O gród tych złych panów?