Sarius - Hometown tekst piosenki (lyrics)
Mariusz Golling
[Sarius - Hometown tekst piosenki lyrics]
Że cokolwiek powiedzą jest mi obojętne
Niby znów, niby gdzieś, nigdy sam
Wchodzę w tłum
Muszę z lękiem mierzyć się wewnętrznie
I chyba się nigdy nie dowiem, ej
Co to znaczy nie mieć wyjebane
Nie żyję normalnie i nie płacze
Że nie ma już windy starej z tagiem
Teraz takie są, teraz nowe, teraz fajne
Teraz papier, nie jestem dzieciakiem
Już nie z buta, teraz furą
Ale z tą samą ekipą
Bo nikogo już tak długo nie znam
Znieczulone płuco, znieczulone twarze
Znieczulone serca i u mnie ten stan
U ziomka też tak, nie wjeżdżaj, gaduło
Tu coś o kompleksach wchodzę na grubo
A muskułom nic nie zawdzięczam
Nie wszyscy mnie lubią, bo wszyscy to wiedzą
Że sam zaszedłem tu dalej niż mogłem
Nie jest tak?
Z polaną wódą, przybijam piątki swym ludziom
Nie jest tak
Tutaj gdzie mieszkam nie wszyscy
To lubią gdzie mieszkam
Nie kłaniam się kurwom, co mówią mi
Życzą mi żebym przestał
Bo sami przestali już znaczyć cokolwiek
Nie jest tak?
Dużo za dużo, a ten staff nie ten sam
Nie dla mnie agresja i chora zemsta, a jednak
Chce tylko słońca, chill na alejach, a jednak
Z nikim tutaj nie dzieli mnie przepaść
Bo wiesz jak?
Palimy skuna, nie gadam o wersach, a jednak
Czekam aż skończą robotę
Bo tak to nuda- jestem sam
Się kręcę jak tramwaj na pętlach
To dla tych co na tych osiedlach
Co z nimi się witam, nie żegnam
Dla innych nie starczy już miejsca
Znowu powracam w te miejsca
Powtarzam się jak właśnie w wersach
Wszystko się zmienia, lepiej umieraj
Wszystko się zmienia, lepiej umieraj
Wszystko się zmienia, lepiej umieraj
Wszystko się zmienia, wszystko się zmienia
Sami znamy zmiany
Nadużycie w weekend odwrotnie proporcjonalne
Do bycia normalnym w tyrze
Dile z mieszkań starych
Paki lecą do was samych
Od melanży, krew, przypały, nuda
Nie ma po co wybić z chaty
Jeden taki, co mnie skroił z kabzy
Kiedy byłem mały
Stoi, prosi koło Żabki, nie mam złości
Teraz żal mi jego japy, takie czasy
Dzień dobry do wychowawcy
Nie poznaje chyba albo nie chce raczej
Wybacz taki świat dziś, znowu kwiatki w
Sprawach nagłych, umarł, nie ma go
A miał być
W pubie z nami świat jest chamski
Chce Cię zranić, mówią jedni, drudzy
Nie, bo zakochani
Łatwo się zmieniamy dla nich
Napotkany gdzieś na stacji koleś z
Klasy hajs wymienił na nic
Automaty, a na twarzy napisane ma przegrany
Chociaż mówi, że wygramy
Jak mu rzucę kwit na zmiany
Troska, wiara w jego plany, ja
Z powyższych nie mam żadnych, hej!
Zjeżdżam z trasy, nie myślę nad tym
Znów mam te jazdy
Słyszę złe mantry, horyzont, cienie
Widzę nad nim tysiąc!
Nie umiem już martwić się, patrzę tak
Że cokolwiek powiedzą jest mi obojętne
Niby znów, niby gdzieś, nigdy sam
Wchodzę w tłum
Muszę z lękiem mierzyć się wewnętrznie