Paweł Bokun - Złote sztućce tekst piosenki (lyrics)
[Paweł Bokun - Złote sztućce tekst piosenki lyrics]
Pogubiły dla mnie jakikolwiek sens
Odkąd jedno czego chcę -
Rozpieprzać i nie myśleć
Czy to komuś widzi się
Rozgościły się wam dawno w piętach
Moje możliwości do trzaskania zer
Znikną śmiechy jak Heltah
Skeltah bezpowrotnie
Teraz coraz więcej chcę
Stary pies, kiedy poczuje swój czas
Nie będzie wył i darmo tępił kłów
Jak ostatni
Schorowany frustrat byle ktoś mu
Prędko pogłaskał brzuch
Tym się różni dobry hart od
Kundla, że nie puszcza lejców
Tylko wprawia w ruch
I nie stoi w miejscu na podwórkach
Gdzie dokoła jedno co się rusza - tylko pół
My rok starsi
Ale czy mądrzejsi? Czy zaskoczę? Będę
Wiedział to za rok
Bo rok wystarczy, żeby być najlepszym
I też rok wystarczy, żeby spaść na dno
Koniec farsy, nie chce mi się
Pastwić nad minionym czasem, odwracam wzrok
Kiedy życie warczy, że by chciało tańczyć
Ale wokół nie ma drugiej pary rąk
Mów co u ciebie mordo, jak stoisz z pracą
Jak stoisz z forsą
Te dobre czasy, o których trąbią, co
Drugie rapy są chyba mrzonką, co?
Mów co u ciebie bro – czy ci
Może sen zbiera z oczu coś?
Czy może też jest ktoś
Kto go nie da wziąć i będzie
W największy ogień za tobą dąć?
Nie urodziłem się, żeby chować w cień
Talent i siłę na zmianę marzeń chcę
Nie odpuszczę, póki chwytam dech
Zostawiam tuszę, pokpiwam z niej
Mam plany grubsze niż miliard wejść
Niż złote sztućce, Lexus LS
Nie urodziłem się, żeby chować w cień
Talent i siłę na zmianę marzeń chcę
Nie odpuszczę, póki chwytam dech
Zostawiam tuszę, pokpiwam z niej
Mam plany grubsze niż miliard wejść
Niż złote sztućce, Lexus LS
Statystyki mi skaczą w górę
Jak polski cukier za Dyzmy
Kupię sobie za nie nową furę
W której będę przewozić siksy
Nawet już się z tym nie maskuję
Odkąd cel wydaje się bliższy
Rapowanie zwrotek za rachunek
Sunę wprost z podwórek na wyspy
Chociaż czuję się wciąż jak dureń
Coraz bliżej mi do artysty
Żadnych dwójek, żadnych trójek
Biorę tylko pięć siódemek na licznik
Skaczą gule jak kombinujesz nie
Pasując do definicji
Z wielkim bólem to szkaluje w sumie
Nawet nijak jest mi wstyd z tym
Kto ci z Polski dał pierwszy rap? I
Kto z tych gości dziś werwę ma?
Po latach bomby - wygięty
Wrak, zmurszałe gonty
Niech ktoś łapie dach!
Dla waszej troski w dole jestem
Ja, plus moje ziomki, których mija strach
Za horyzonty obieramy fakt, że
Nie istnieją proszki, co naprawią was
Złożone ręce do modlitwy? Nie
Do zacierania na naiwny cash
Możecie żalić na policji się, możecie zabić
Mi nie będzie źle
Jak chcecie bawić, to bawcie mnie
Mam dosyć zgagi od słabych ścierw
Już prawie znany, a będzie
Wierz mi albo ląduj na deski!
Nie urodziłem się, żeby chować w cień
Talent i siłę na zmianę marzeń chcę
Nie odpuszczę, póki chwytam dech
Zostawiam tuszę, pokpiwam z niej
Mam plany grubsze niż miliard wejść
Niż złote sztućce, Lexus LS
Nie urodziłem się, żeby chować w cień
Talent i siłę na zmianę marzeń chcę
Nie odpuszczę, póki chwytam dech
Zostawiam tuszę, pokpiwam z niej
Mam plany grubsze niż miliard wejść
Niż złote sztućce, Lexus LS