Klarenz, Hubert W. - Kontrargument tekst piosenki (lyrics)
[Klarenz, Hubert W. - Kontrargument tekst piosenki lyrics]
Dawno w tym mieście nie było
Tak niebezpiecznie jak dziś
Gra krzyczy, że jeszcze chce żyć
Moje dawne marzenia były piękne, a sny?
To koszmary prawie zawsze
Zamieniane w to co nagrane na track ten
Mozolnie budowałem tratwę
Która zabiera mnie z dala od zmartwień
Życie leci za szybko, to
Włącz hamulec, mamy blizny
Ale układamy tu coś na dłużej
Na pustkowiu mój orszak sunie
Każdy ziom w kapturze
Oto nowy Kontrargument
Mam wam powiedzieć jaki to skład i
Chwalić i wyprawić setki bali?
Opisywać potencjał niesłychany i kto pociąga
Za struny bez gitary wasze przekminy i rymy
Pierwsza klasa Podstawówki
Znowu widzicie na klipie coś tam u gościa
Halo? Mamo kup mi
Rzucam coś co zostanie po nas
A ty sobie szukaj rzadkiego pokemona
Najpierw robimy tutaj muzykę, potem tłocznia
Dopiero potem to towar
Synek, Chyba nie wierzyłeś kiedy ci mówiłem
Że ten rap uderza jak młot Thora
Wymierzyłem te setki linijek
Odkąd byłem szczylem
A gra nadal nie skończona
Brutusie, wbiję ci szpilę w ten sztylet
Zanim wykonasz ten krok do nas
Będę wzywał Cię tylko 3 razy
Synek tak jakbyś słyszał głos Boga
Bydgoszcz, nie ma już tego miasta beze
Mnie tak jak Gotham bez Gordona
To miasto powie, że jesteś spoko dopiero jak
Przyniesiesz duży stos dokonań
2 miliony G-Eazych
Przebierańcy na koncertach
Te dupy szukają prawdziwych
Powiedz mi gdzie mieszkasz
Mała mam wyjść z tobą, czy z kimś z głową
Czy dbać o tych co dali mi pomoc
A może iść za modą?
Żyć zdrowo, wstawiać foty
Jak ćwiczę dziś sporo
Zimny prysznic wielkie gwiazdy z
Dupy pora na prysznic nie macie już pleców
Święcona woda braku skilli nie oczyści
Nie podzielę Twoich poglądów
Podzielę ciebie na części pierwsze #Lecter
Raczej nie stosuję półśrodków
Więc będzie lepiej dla ciebie
Jeżeli zejdziesz stąd
Zejdziesz ze sceny, potem z tego świata
Do następnego lata nie spamięta cię nikt
Ziomki z kucykami jak little pony
Zawracają do swej krainy
Widzisz image- nie styl, nie
Kminisz nic dziś
Kto by pomyślał że dożyjemy idylli
W której zapotrzebowanie na produkt
Wyprzedza temperament i rozum, policzmy
Ilu z was ma sznyt prawdziwy
Tak że było by go widać bez wi- fi
To co skrywa ta witryna to skrajna
Głupota która nikogo nie dziwi?
Gdzie te wasze sny z ulicy
Każdy tylko pozoruje swą męskość
Marzy mi się alternatywny świat w
Którym nawet Future to przeszłość
Gdzie nie warunkuje nic większość?
A zdaje się że to nie do końca realny świat
Bo na razie starasz się tylko pięknie
Gadać tak jak Karl Marks
Wejdę na bar, nadal nie potrzeba świadków
Pora żebyś na końcu poznał swych oprawców
Mieliście do rapu dorzucić charakteru
A jedyne co każdy z Was dał mu- to zastój
Strzelam na oślep na tym balu przebierańców
A i tak liczba ofiar będzie
Nie do przewidzenia jakbyś
Wrzucił tam granat i rozpylił w huj gazu
Lata stażu, kultura nie moda
Każdy z nas ma chęci żeby to kultywować
Ale jeśli to dla Ciebie za wysoki
Poziom, no to śmiało- kucnij, pokaż
Jak ta gra straciła na treści, a
My trzymamy ją niczym scrablle, w garści
Układamy sobie wyrazy obrzydzenia z
Waszych marnych karier, ignoranci
Taki as jak ja ma problem
Widzi szaleństwo i czuje
Niestrawną bezradność
Czytam zapiski gdy mijam dwa światy i ludzi
Którzy myślą że mój mają na własność?
Bo myśleli że mnie zabrakło
Nigdy nie zostawię mojej grupy
Z tym bałaganem samej
Ja po prostu doskonale wtapiam się w
Tłum- niby mnie nie ma
A strzelam jak Jack Ruby