Klarenz - Maklovitz tekst piosenki (lyrics)
[Klarenz - Maklovitz tekst piosenki lyrics]
Chcesz tylko zjechać mnie
To małe cele masz młody
Cele zamknięte niczym klauzurowe klasztory
A ja na koncercie widzę
Coraz częściej las dłoni
Zjadę, kiedyś, cały świat tak jak Makłowicz
Uśmieszki zawistne u tych co pozują jak ziomy
Tyle do gadania, są co najwyżej regionalną
Atrakcją jak Lajkonik prywatnie lama
A przed klawiaturą? wirtualny kark spory
Makłowicz, czas na gotowanie
Wsiadamy z ziomami w kamper
Karaluchy tego nie zgniotą dalej
Marne szanse by zabiły zajawkę
Gotujemy bo słuchaczy męczy choroba
Jej nazwa to słuchanie ksywek
Terapia będzie długotrwała i droga
Ale wyniki prawdziwe
Byłem miły ale w tych warunkach
Łatwo stać się złym
Bliskie osoby czasami się odwracają
Kiedy masz rację ty
Racja tak jak pieniądze, wiadomo
Nikt nie lubi jej nie mieć
To powoduje nerwowe ruchy, wiadomo
Częste noce bezsenne
Kolego, za dużo tego pisania robi mi
Z głowy maszynkę do mięsa
Młody Makłowicz, tobie się wydawało
Że chodziło o to żebyś się nie śmiał?
Zabłądziliście w niby bece dla szpanu
Skarby rapu nie dla was są
Zabłądziliście w kopalni hasztagów
Ja wychodzę z niej cało jak Indiana Jones
Tracenie czasu to wasza Świątynia
Osobistej zagłady
A ty niby życie chcesz wygrać?
Jaki replay?! tylko raz gramy
Zjadę kiedyś cały świat tak jak Makłowicz
Chcesz tylko zjechać mnie
To małe cele masz młody
Cele zamknięte niczym klauzurowe klasztory
A ja na koncercie widzę
Coraz częściej las dłoni
Zjadę, kiedyś, cały świat tak jak Makłowicz
Atakują klony
Na siłę chcą własny rap robić i rap gonić
Jedzie karawana
Możecie się modlić jak na pustyni
By poczuć smak wody
Bo na serio chciałem przyjść do was z wodą
Ale zabiorę te wodę by was głodzić
Chciałem dać nową energię za darmo
Tak jak Nikola Tesla
Zbyt wielu szkodników do niej dopadło
Szkoda bo mam ją na rękach
Jak biały dom krew
Ale moje działania nie pójdą tak
Jak krew w piach
Rzeźnia, tu śmierć taka lekka nie
Liczy się mała sugestia
Każdy z nich ma chory łeb
Zniszczyliby nawet czyste piękno
Nie od razu widać chory łeb
Nie wiadomo co jest ich intencją
Patrzą tylko na licznik
Kiedy ma zapłonąć ogień oni iskry tępią
Egoiści, proste umysły
Chcą całe życie tylko żyć imprezką
Kolego, zjadłem ich całe całe
Dyskografie samymi wamupami
Ignoranci nie mają w sobie dobra
Nie potrafią poznać granic
Dlatego znowu na chwilę uciekam stąd
Spakowana torba stary
Widzę, że tym razem widzą mnie, ziom
A od lat nie dostrzegali!
Co jest?! To jedno pytanie się
Ciśnie tak często na gębę
Co jest?! Niech szmaciarze swoje
Łatki odepną ode mnie