Sobota - Sława (feat. Major SPZ) tekst piosenki (lyrics)
Sobota [Michał Sobolewski]
[Sobota - Sława feat. Major SPZ tekst piosenki lyrics]
Wszystko dla mnie
Jak chcecie się możecie patrzeć od dziś
Wszyscy na mnie
Wchodzę na szczyt i se lecę jak zły
Zbyt wulgarnie? Nie jestem gangolem
Rozpierdalam Ich totalnie ich totalnie
I też stąpamy czasem razem
Po tej cienkiej linii
I zabieramy pracę z kacem do swej familiji
Gdy mnie ktoś wskaże palcem w
Blasku miną mi godziny
Gdy ciebie wskażą palcem
Skaża cię nie pomówimy
Plata o plomo, czy sława i w cień
To zdaje się oplata ciebie i mnie
Nie liczę na farta i wiem czego chcę
I chyba mam farta bo karta mi żre
Wiem po co i gdzie uprawiam rap grę
Podobnie jak ty, za mało śpię
Za siebie nie oglądam sie
I mnóstwo skurwieli co utopią mnie
Choćby tylko w łyżce wody
Ale nie dam na to zgody
Nie odsłaniam ziomuś brody
W ogóle nie ma na nawet mowy
Łączy nas żywioł hardcore-owy
Też grasz na żywo, na wszystko gotowy
Ale błyszczenie to moje zawody
Bo keta ci ciąży przy ucieczce
Sygnet zawadza ci przy strzelaniu
Żadnego dla ciebie nieszczęścia nie chcę
I życzę ci szczęścia przy przesłuchaniu
Nie ma cie na insta nie żyjesz na fejsie
Niepotrzebne zdjęcie, nie wyręczasz panów
Takim dedykuję właśnie tą rap sesję
To zdrowe podejście nie potrzeba fanów
Wiec weź się zastanów kim w
Życiu naprawdę być chcesz
Nie ćpaj własnego towaru
Choć w tej branży naprawdę sie chce
Nie miewam koszmarów choć towar
Ciągle swój ćpię
To samo co będzie ziom dobre dla mnie
Dla ciebie będzie już złe
Najpierw się wozisz i obnosisz
Potem pierd że jest przypał
Psy wjeżdżają i cie kręcą
Mnie Filop kręci na klipach
Kombinujesz, to ziomuś cisza
Nikt nie widział, nikt nie słyszał
Nikt tu nic nie wie, uważaj na siebie
Bo szkoda życia
Jesteś gangster czy celebryta
Zdjęcie klamki wrzucasz na Insta
Rano do drzwi puka policja
Stówę koksu sypiesz do kibla
Taka sława to kurwa lipa
Potem na wolność patrzysz z lipa
Jestem tu po to żeby teksty pisać
Rodzina, muzyka, ulica
Życie na mieście jest drogie
Tracę tam całe zdrowie
Mogę mieć nabity portfel
Ale i tak kartę wyciągnę
Na stole robię przekątne
I liczę tą forsę na koniec i zawsze brakuje
Bo długie są noce bo często
Baluję i palę proszek
Poza tym to śpię spokojnie
Fury, brylanty, złoto, blanty i blichtr
Wszystko dla mnie
Jak chcecie się możecie patrzeć od dziś
Wszyscy na mnie
Wchodzę na szczyt i se lecę jak zły
Zbyt wulgarnie? Nie jestem gangolem
Rozpierdalam Ich totalnie
I też stąpamy czasem razem
Po tej cienkiej linii
I zabieramy prace z kacem do swej familiji
Gdy mnie ktoś wskaże palcem w
Blasku miną mi godziny
Gdy ciebie wskażą palcem skażą, nie pomówimy